niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 4

  
         ,,To ironia losu sprawia, że mimo iż człowiek nie chcę - pakuje się w kłopoty. ''
                                   

      Dziewczyny właśnie wspólnie przekroczyły próg szkoły, uprzednio ignorując Horana i Stylesa, którzy nadal przebywali na parkingu. Przyjaciółki nie rozumiały zaistniałej sytuacji. Zostały zmuszone do tego by jechać razem z nimi, a nie usłyszały nawet jednego słowa wytłumaczenia. Obie drogę do szkoły spędziły w kompletnej ciszy. Owszem chłopcy starali się zacząć rozmowę ale one nie miały najmniejszej ochoty mówić o czymś co niczego nie wyjaśnia, a właśnie na tym im zależało. Pragnęły wiedzieć skąd bierze się ich zainteresowanie skromnymi osobami Lizzie i Mo. Znały ich tak krótko, a czuły się jakby były dręczone przez nich już miesiącami. Niestety miały przeczucie, że to nie skończy się zbyt szybko.  Na domiar złego dziewczyny obawiały się spotkania z Claudią i jej grupką przyjaciół. Obie wiedziały, że jest na nie wściekła za incydent na stołówce. Nie były tylko pewne do czego jest zdolna, ale spodziewały się, że szkolna gwiazda nie potraktuje ich przyjaźnie. 
     Gdy tylko zdążyły dojść do szafek ich obawy sprawdziły się i  tak jak poprzednim razem napotkały na swej drodze Claudię.  Na jej twarzy malował się wredny, przebiegły uśmiech. Claudia i Josh, skutecznie zagrodzili drogę dwóm siedemnastolatkom, które z przerażeniem wpatrywały się w dwie, nieprzyjazne sylwetki. To chyba już tradycja - pomyślała Liz i ciężko wzdychając czekała aż blondynka się odezwie.
     - Kogo widzą moje piękne oczy?- Warknęła, gdy tylko złapała kontakt wzrokowy ze swoimi ofiarami.- Nie mogłam się doczekać tego spotkania. Zaraz pożałujecie, że w ogóle ze mną zadarłyście! - Uniosła głos i spojrzała na rozbawionego Josha, który od razu zrozumiał o co chodzi. Na początku zbliżył się do Monici, która była tak przerażona, że nie mogła zdobyć się na jakiekolwiek protesty. Chłopak blondynki położył swoje dłonie na ramionach młodej Madison i pchnął ją na szafki. Z jej ust wydobył się cichy pisk przerażenia. W oczach przyjaciółki Mo, zaczęły zbierać się słone łzy. Nie mogła się ruszać; była w szoku. Może po prostu czekała, aż sama wyląduje na podłodze. Jej oczekiwania nie trwały długo, ponieważ Claudia szybko się nią zajęła. W podobny do Josha sposób sprowadziła Liz na ziemię. Skutkiem jej upadku okazała się być rozdarta bluza. Materiał ubrania zahaczył o ostry brzeg szafki. Dawes złapała dłoń swojej przyjaciółki i spojrzała na rozbawioną blondynkę. Jej oczy mówiły wyraźnie  - to dopiero początek. Gnębicielka przykucnęła przy dziewczynach, które miały dosyć tej zabawy.
     - A teraz mnie przeproście! - Wysyczała, a na jej twarzy pojawił się chytry, nieprzyjemny uśmieszek. - No co?! Języka zapomniałyście? - Szarpnęła dziewczynę, która była bardzo bliska płaczu. - Zaraz przestanę być miła i Josh użyje swojej siły! - Krzyknęła, a jej towarzysz uniósł dłoń w celu wymierzenia ciosu młodej Madison. Niespodziewanie jednak opuścił ją, a przyczyną było pojawienie się dwóch intruzów.
     - Styles i Horan. - Warczał oprawca dwóch przyjaciółek. - Czego chcecie?! - Zapytał nieprzyjemnym tonem, kiedy chłopcy byli już blisko nich.
     - Kto Ci kurwa pozwolił znęcać się nad tymi dwiema?! - Wrzasnął  głosem pełnym złości i goryczy brunet. - Pożałujesz frajerze. - Rzucił się na Josha i niemal od razu powalił go na podłogę. Zaczął okładać go pięściami w czasie, gdy Horan postanowił pomóc szkolnym ofiarom.
     - Możesz wstać? - Spojrzał na zapłakaną Lizzie. - Uderzył Was? - Zapytał z troską w głosie, a one pokręciły przecząco głowami.
     - Niestety nie zdążył! - Do ich rozmowy wtrąciła się Claudia, która zamiast ratować swojego chłopaka  wolała sprzeczać się z Horanem, który miał ją tak naprawdę gdzieś. - Następnym razem sama Wam zmasakruję te słodkie twarzyczki! - Wciąż nie dawała za wygraną. -Albo wynajmę całą drużynę futbolową! Cokolwiek! Ale jeszcze będziecie błagały o litość! - Na twarzy Nialla pojawił się drwiący uśmiech. Zaraz po tym, jak pomógł wstać Lizzie oraz Monice, zwrócił się do niej.
     - Słuchaj, jeżeli się nie przymkniesz to Ty będziesz żałować. I żeby była jasność : nie biję kobiet. Nie muszę tego robić... Wystarczy że powiem coś ciekawego na Twój temat w szkole. Uwierz mi, mogę wiedzieć o Tobie więcej niż myślisz, więc radzę Ci zabrać stąd swoją dupę i nie zbliżać się do nich.- Popatrzył na Liz i Mo, które pełne obaw i strachu stały skulone pod ścianą. - A teraz spieprzaj! - Wysyczał na koniec. Blondynka najwyraźniej wzięła słowa Horana do siebie, ponieważ odeszła. Natomiast wzrok Nialla zwrócił się na Harrego, który w mało delikatny sposób próbował przemówić damskiemu bokserowi do rozumu.
     - Stary, zostaw już tego gnoja! - Zawołał po chwili namysłu. -Spadamy, bo zaraz jakiś profesor wyjdzie i będziemy w dupie. - Stwierdził. Po chwili Styles stał  już obok niego. Z wściekłością przypatrywał się zaszokowanym, zapłakanym i wystraszonym dziewczynom, które zapewne chciały uciec.
     - Chodźmy za szkołę, muszę się uspokoić. - Wymruczał Styles, w którym widocznie buzowały emocje.
     - Ale dałeś mu popalić. - Zachichotał Niall. - Sam chętnie skopałbym mu dupę. Frajer. - Horan spojrzał na dwie, uratowane dziewczyny, które wciąż podpierały ścianę. - Naprawdę nic wam nie jest?
     - Ta..Tak.-  Liz pokiwała lekko głową, przytakując.
     - To idziemy. - Zdecydował Styles, który bacznie obserwował swoje pięści. Nawet nie raczył obdarzyć dziewczyn swoim spojrzeniem, które z pewnością zestresowałoby je jeszcze bardziej.
     - Właśnie, muszę zapalić. - Westchnął blondyn. Mo oraz Lizzie wciąż stały nieruchomo. Nie miały ochoty na najmniejsze przemieszczanie się, a już na pewno nie w towarzystwie chłopaka, który przed sekundą znokautował najpopularniejszego ucznia ze szkoły. - Specjalne zaproszenie mam wysłać księżniczkom? Idziecie? - Fuknął zniecierpliwiony Horan. Wciąż odpowiadała mu cisza, która najwidoczniej zaczęła irytować ich obu.
     - Macie trzydzieści sekund, żeby znaleźć się obok nas. - Burknął Styles, wskazując na podłogę obok siebie. - Jeżeli tak nie będzie, to pogadamy inaczej. Potrafię być naprawdę niemiły. Nialler również. - Zacisnął szczękę i spojrzał na Mo, która nerwowo bawiła się rozerwaną bluzą przyjaciółki.
     - Zostaw jej tą bluzę, bo będzie chodzić po szkole jak ofiara losu. - Prychnął rozbawiony brunet. - Ostatni raz pytam, idziecie dobrowolnie czy mamy wam pomóc?
     - My pójdziemy.. na górę..na lekcję. - Wyszeptała Lizzie, której wzrok przez cały czas wbity był w podłogę.
     - Raczej nie. - Zachichotał blondyn, po czym posłał Harremu porozumiewawcze spojrzenie. Monica podniosła swój wzrok na Stylesa i nim się zorientowała jej nogi oderwały się od ziemi, a biodra zetknęły się z wystającymi kośćmi ramion chłopaka. Horan widząc minę Madison cicho się zaśmiał i on również przerzucił przez ramię jej towarzyszkę. Nastolatki szamotały się pełne strachu i złości. Były kompletnie zbite z tropu, a słowa wypowiedziane przez Harrego sprawiły, że na twarz Mo wpłynął intensywny odcień czerwieni.
     - Z tej perspektywy twój tyłek jest jeszcze seksowniejszy. - Odparł pewny siebie i po chwili dziewczyna poczuła silną dłoń na swoich pośladkach .
     - Bierz tą łapę! - Warknęła zirytowana. - Jeżeli tego nie zrobisz, będę krzyczeć! - Ostrzegła wiedząc, że krzyk w szkole pełnej nauczycieli zrobi wrażenie na oprawcy.
     - O tak kochanie, będziesz krzyczeć, ale nie tutaj. -Zaśmiał się bezczelnie, zbijając żółwia z Horanem.
     - Hazza w swoim żywiole. Uwierz Mo, jesteś jedną z nielicznych dziewczyn, których Harry jeszcze nie bzyknął. - Zaśmiał się, wciąż trzymając miotającą się Lizzie.
     - Mógłbyś mnie postawić na tej pieprzonej podłodze?! - Niespodziewanie z ust Dawes wydostał się zirytowany głos. Nie wiedziała co spowodowało jej śmiałość, ale była pewna, że w każdym innym przypadku siedziałaby cicho.
     - Czyli Ty naprawdę umiesz mówić? - Niall zaśmiał się gardłowo, po czym zdjął dziewczynę ze swojego ramienia. - Gdyby nie fakt, że w każdym momencie może wejść tutaj nauczyciel, cała sytuacja potoczyłaby się inaczej. - Oblizał usta i spojrzał na zdezorientowaną dziewczynę. Chwycił ją za dłoń, a następnie odwrócił się w stronę przyjaciela, który wciąż ,,molestował'' pośladki Mo. Dziewczyna przez cały czas protestując, uderzała go piąstkami w plecy.
     - Ogarnij te swoje samcze podchody rumaku i lepiej stąd chodźmy. - Prychnął Horan. - Wiem, że Ty przeleciałbyś ją tutaj, ale jednak to szkoła. Miejsce publiczne. - Zachichotał pod nosem, chcąc za wszelką cenę przybrać poważny wyraz twarzy. Styles usłuchał Niallera i postawił dziewczynę na ziemi. Chwycił jej rękę bardzo mocno i tak samo jak Horan, zaczął podążać na zewnątrz.
     Nastolatki były zniesmaczone tym co właśnie usłyszały, dlatego jak na zawołanie obie zmrużyły oczy co miało być wyrazem niechęci i mimo natłoku myśli ruszyły za dwójką przewyższających ich o głowy chłopaków, tak by nie narażać się na więcej dziwacznych komentarzy z ich strony. Zatrzymali się po niespełna dwóch minutach i jak się okazało, wbrew domysłom siedemnastolatek cała czwórka nadal znajdowała się na szkolnym placu, a dokładnie pod zachodnią ścianą budynku, skąd był dobry widok na boisko, gdzie grało kilkunastu chłopaków. Lizzie po dłuższej chwili wpatrywania się w swoich rówieśników biegających za piłką, uświadomiła sobie, że omija je właśnie pierwsza lekcja, co  trochę ją zaniepokoiło.
     - Co tu robimy? - Przeniosła swój wzrok na blondyna.
     -  Przyszliśmy odreagować. - Odparł górujący nad nią Niall i siadając na niewysokim murku wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
     - O cholera. - Mruknęła zniesmaczona dziewczyna, po czym zmuszona została, aby usiąść obok niego.
     - Paliłaś kiedyś, księżniczko? - Na jego twarzy pojawił się przebiegły, łobuzerski uśmieszek. - Jeśli nie, to właśnie teraz masz okazję. - Wcisnął do dłoni dziewczyny papierosa.
     - Ale ja nie chcę, nie lubię. - Skrzywiła się, spoglądając na przyjaciółkę.
     - Skąd możesz wiedzieć, że nie lubisz, skoro nie próbowałaś? - Uniósł biodra do góry, aby wyjąć zapalniczkę. -Hazz! Łap! - Rzucił w przyjaciela paczką Marlboro.
     - To niszczy płuca.- Wyszeptała, wywołując tym samym śmiech blondyna.
     - Świat niszczy całego człowieka, a jakoś nie widzę Twojego zniechęcenia do niego.
     - To nie to samo.
     - Przestań prawić morały. - Warknął. - Kiedyś trzeba umrzeć, a palę bo lubię.- Teraz odpowiedziała mu już tylko cisza. Bardzo niezręczna cisza. Chłopak postanowił odpalić małego zabójcę. Od razu, gdy to uczynił, zaciągnął się nikotynowym dymem.  Kątem oka spojrzał na zdezorientowaną Elizabeth, która z ciekawością przyglądała się poczynaniom Harrego oraz Monici. Ona również została poczęstowana i zdegustowana wpatrywała się w papierosa trzymanego w dłoni. Nigdy w życiu nie paliła i nie miała na to najmniejszej ochoty. Harry szybko zareagował na jej zawahanie się i używając odpowiednich słów sprawił, że dziewczyna po kilku chwilach dusiła się dymem przez nieumiejętne zaciągnięcie się. Okropny kaszel nie ustępował, a Lizzie chcąc jakoś pomóc przyjaciółce poderwała się z miejsca, jednak szybko została zatrzymana przez silną dłoń Horana.
     - Chodź tu skarbie. - Harry wykrzywiając usta w rozbawieniu wyciągnął ręce w jej kierunku. Mo niepewnie zbliżyła się do chłopaka i zatrzymując się przed nim poczuła jak ciągnięta jest w dół. Zorientowała się iż siedzi na jego kolanach okrakiem i wcale nie czuła się komfortowo w tej pozycji. Chciała wstać jednak dłoń Stylesa spoczywająca na jej biodrze skutecznie jej to uniemożliwiła.
     - Co ? - Spytała raczej samą siebie, zażenowana kręcąc głową.
     - Powoli. - Szepnął. - Robisz to źle. - Zaśmiał się widząc, że dziewczyna nie ma pojęcia o czym on mówi wskazał na papierosa spoczywającego w jej dłoni.  Lizzie przyglądała się temu z niedowierzaniem. Pokręciła lekko głową, po czym kolejny raz zaciągnęła się dymem.  Niall przyglądał się jej z rozbawieniem. Widział, że próbuje udawać odważną, chociaż w środku krzyczy jak mała dziewczynka. Podobało mu się to.
     - Szaleństwo. - Prychnęła w końcu, patrząc w ziemię.
     - Och, weź wyluzuj. Twoja przyjaciółka dobrze się bawi. - Wskazał na Harrego i Mo, którzy przybrali bardzo dwuznaczną pozę.
     - No właśnie o to mi chodzi. - Splunęła. - W ogóle, dlaczego my?
     - Jak to?
     - No dlaczego rozmawiacie akurat z nami, a nie z Claudią albo innymi ciziami? - Mówiła tak cicho, że Nialler z ledwością rozumiał to co chciała mu przekazać. Bała się jego reakcji.
     - Może po prostu lubimy wyzwania? - Zachichotał. - Nie wyglądacie na łatwe, to się ceni. - Uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje białe zęby. Liz ogarnęło zmieszanie... On ją onieśmielał. Bardzo onieśmielał. - Zdejmij bluzę. - Nakazał.
     - Po co? Będzie mi zimno. - Westchnęła cicho, po czym naciągnęła ubranie na swoje nadgarstki.
     - Przecież jest podarta. Chcesz chodzić po tym liceum w podartych ubraniach?
     - No a co mam zrobić?
     - Masz moją. - Zaczął zdejmować swoją część garderoby. Zajęło mu to dosłownie sekundkę.
     - Niee, przestań. - Dziewczyna szybko wyciągnęła ręce, aby zaprotestować. - Jeżeli oddasz ją mi, Tobie będzie zimno.
     - Zamierzasz się ze mną sprzeczać? - Fuknął znudzony jej narzekaniami.- Powiem krótko : nie radzę. Weź tą bluzę i nie rób problemów. Obiecuję Ci, że będzie mi ciepło.
     - Co tu się wyprawia?! - Do uszu Lizzie dotarł wysoki, damski głos, gdy była  w trakcie naciągania na siebie bluzy blondyna. Kiedy uwolniła swe oczy spod miękkiego, przyjemnie pachnącego materiału ujrzała przed sobą starszą kobietę. Pani profesor. - Co to ma znaczyć?! A wy? Obściskiwać się będziecie po szkole! Cała czwórka do dyrektora, w tej chwili ! - Wykrzykiwała kobieta, machając nerwowo rękami. Monica uświadamiając sobie w jakiej znajduje się pozycji szybko poderwała się z kolan bruneta i stając prosto na nogach, spojrzała przestraszona na przyjaciółkę. Miały iść do dyrektora; dopiero teraz dotarło do nich co tak naprawdę zrobiły. To ich pierwsze przewinienie i w tej chwili towarzyszyły im same najgorsze uczucia.
     - Ale... pani profesor, my nie chciałyśmy...to nie tak jak pani myśli. -Lizzie próbowała się tłumaczyć z zaistniałej sytuacji, lecz starsza kobieta nie miała ochoty wysłuchiwać jej nieskładnych wypowiedzi.
     - Nie ma żadnego ,,ale''! - Krzyknęła. - W tej chwili! Marsz do gabinetu! - Wskazała palcem na wejście do budynku, a dwie przerażone siedemnastolatki spojrzały na ich towarzyszy. Obaj stali z wysoko uniesionymi głowami i z cynicznymi uśmiechami na twarzach przyglądali się rozwścieczonej nauczycielce. Dopiero po chwili, postanowili ruszyć się z miejsca.
     - Na co czekacie? Trzeba iść do dyra. - Mruknął Horan, patrząc na Liz oraz Mo, których wzrok wbity był w ziemię. - Tylko nie płaczcie. - Zaśmiał się słabo. - No już, ruszcie tyłki!
     - Liz, chodź. - Monica delikatnie szturchnęła swoją przyjaciółkę, po czym zaczęła iść w stronę Stylesa, który przywołał ją do siebie,  gestykulując rękoma. - Lizzie, nie rób scen. Musimy iść.
     - Ja pieprze. - Z ust Dawes wydobyło się przekleństwo, które wywołało śmiech u Horana i Stylesa. - Z czego się śmiejecie? To wasza wina. Ale co was to obchodzi. - Parsknęła bezradnie. -Przecież to nie wy macie przewrażliwioną matkę i jej wkurzającego faceta w domu.
     Mo oraz towarzyszący jej Niall oraz Harry zamilkli na nieoczekiwany wybuch irytacji Lizzie i w ciszy ruszyli w stronę budynku. Madison spojrzała pokrzepiająco na przyjaciółkę i szła obok niej starając się zachować spokój.


     - Chyba nie muszę mówić iż jestem zawiedziony waszym zachowaniem. Takie rzeczy w naszej szkole są rzadkością, a najgorsze jest to, że wy dwie brałyście w tym udział. - Mężczyzna po pięćdziesiątce wychylił się za swojego biurka i spojrzał na siedzące przed nim siedemnastolatki. - Dwie wzorowe uczennice jak gdyby nigdy nic, paliły papierosy? I to w takim towarzystwie?! - Westchnął zirytowany gdy usłyszał znaczące odchrząknięcie Stylesa. - Co wy sobie wyobrażacie? - W  jego głosie dało się wyczuć złość ale i zawód. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, drogie panny, ale muszę zadzwonić do waszych rodziców.
     - Jak to?! Proszę pana, niech pan tego nie robi...- W oczach Lizzie zaczęły zbierać się łzy. - Wszystko, ale nie...
     - Panno Dawes, proszę nie unosić głosu. - Dyrektor zwrócił dziewczynie słuszną uwagę. - Nie mogę tolerować takiego zachowania w mojej szkole! - Wyjaśnił. - A wasza dwójka. - Wskazał na Harrego i Monicę. - Rozumiem, że ten wiek. Miłość i tym podobne, ale randkować będziecie po szkole, nie życzę sobie publicznego obściskiwania się.
     - Coo? - Madison walczyła by nie zachłysnąć się powietrzem po usłyszeniu tych snów. - My... nie.. nie w życiu. - Kręciła głową ze zdenerwowania. Jak ktoś mógł pomyśleć, że tą dwójkę coś łączy? Nie mieściło jej się to w głowie. Chciała coś jeszcze dodać jednak cwaniacki uśmiech Harrego sprawił, że straciła jakąkolwiek odwagę.
     - Pierwszy raz nagięły to głupie prawo. Po co się tak denerwować. - Styles jakby zapominając o usłyszanych przed chwilą słowach zmienił temat, za co Mo w duchu mu dziękowała. Wywrócił oczami i ze złośliwym uśmiechem zwrócił się do dyrektora. - Myślę, że da się to inaczej załatwić.
     - Co masz na myśli Styles?
     - Moja matka sponsoruje tą budę, prawda? - Do rozmowy wtrącił się Horan, którego usta wygięły się w cwaniackim uśmieszku. - Wie pan, że lepiej nie działać przeciwko nam. - Powiedział patrząc w oczy starszego mężczyzny. - Powiem mamusi jedno słowo, a szkoła straci największego sponsora. Chyba szanowny pan tego nie chce? - Prychnął kpiąco, po czym usiadł na kanapie znajdującej się niedaleko biurka.
     - Szantaż jest karalny, Horan. - Warknął zdenerwowany dyrektor.
     - Prawników też mam dobrych. - Uśmiechnął się lekko. - To jak? Zapominamy o sprawie? - Spojrzał na Harrego, który  gotów był wtrącić swoje ,,trzy grosze''  do tej konwersacji i uspokoił go wzrokiem, jakby chciał powiedzieć ,,dam sobie radę, stary''.
     - Tak nie można, Niall! - Dyrektor szkoły skarcił go, lecz był tak mało przekonujący, że  blondyn zachichotał.
     - Ojciec Harrego ma wielką korporację. - Powiedział po chwili namysłu Horan. - Ponoć pana córka znalazła tam pracę. Szkoda byłoby...
     - Wystarczy! - Donośny głos mężczyzny rozniósł się po gabinecie. - Tym razem Wam się upiecze, ale następnym...
     - Następnego razu nie będzie. - Przerwał mu Styles. - Radzę przekazać swoim podwładnym, żeby więcej się nas nie czepiali. Nie chcę marnować czasu na przesiadywanie w pana gabinecie. - Fuknął. Jego ton wskazywał na to, że chłopak był bardzo pewny siebie. - To tyczy się mnie, Horana i tych dwóch dziewczyn. Jesteśmy nietykalni. - Mężczyzna spojrzał na dwie siedemnastolatki, które przyglądały się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami, ze zdziwienia. Cóż, nieczęsto zdarza się, aby uczniowie manipulowali dyrektorem swojej szkoły.
     - Harry, ja naprawd...- Mężczyźnie nie dane było dokończyć, gdyż od razu jego wypowiedź została przerwana przez bardzo zirytowanego bruneta; Stylesa.
     - Nie interesuje mnie to. - Warknął. - A teraz pozwoli pan, że już pójdziemy.




Od autorek : Witamy serdecznie, kochane czytelniczki! Mamy nadzieję, że rozdział się podoba. Trochę czasu minęło zanim go udostępniłyśmy ( dokończyłyśmy ), ale tak czasami bywa. Bardzo mocno dziękujemy, za komentarze pod poprzednim rozdziałem! To sama motywacja. Jesteśmy Wam wdzięczne i mamy nadzieję, że komentarzy oraz wyświetleń będzie jeszcze więcej :)
Pozdrawiamy serdecznie, Lizzie i Monica ;*

15 komentarzy = Rozdział 5  ;) 
(Taki mały szantażyk, ale jesteśmy pewne, że dacie rade, kochane)

PS. Dziękujemy za wyświetlenia! ;*

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 3

               
               ,,Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.''


             Dochodziła godzina dwudziesta. Na dworze było już zupełnie ciemno, ze względu na późną porę roku oraz dnia. Wieczór był błogi, lecz nie w domu Madison'ów.  Monica leżała w łóżku, dokładnie analizując otrzymanego wcześniej sms'a. Wystraszyła się go; nie wiedziała do jakich rzeczy zdolny jest dziwny Styles. Nurtowało ją pytanie - dlaczego dwójka nowych uczniów zwróciła uwagę akurat na nią i Lizzie? Zawsze były nieśmiałe i zbyt łatwo dawały sobą pomiatać, przyciągały kłopoty jak nikt inny, a Styles i Horan byli podwójnym kłopotem. Najgorsze było to, że dziewczyny tak naprawdę ich nie znały, nie miały pojęcia kim jest dwójka chłopaków i nie wiedziały czego mają się spodziewać. A kim był sam Harry? Oprócz tego, że był niebezpieczny, Monica nie wiedziała o nim kompletnie nic. Intrygował ją; był strasznie tajemniczy. Mimo, że ją ciekawił - nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Wolała swoje smętne, nudne życie w swoich czterech ścianach. Miała przy sobie Lizzie i to jej wystarczało, ale czy na pewno? Może jednak wcale nie powinny się przejmować, bo to zwykłe dokuczanie, a groźne spojrzenia chłopaków są złudne?
              Kiedy dziewczyna nerwowo kartkowała książkę, którą wypożyczyła z biblioteki, usłyszała dźwięk nadchodzącego sms'a. Drgnęła. Bała się otwierać wiadomości, gdyż nadawcą mógł być niejaki Harry Styles. Po kilku chwilach przemogła tymczasowe przerażenie i włączyła nową wiadomość.

            ''Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam, ale... nie mogę wytrzymać z Jeremym. Muszę wyjść z domu. Mogłabym wpaść na noc? Nie zajmę dużo miejsca w Twoim łóżku :D Bardzo proszę. L xxx''

           Monica odetchnęła z ulgą widząc od kogo otrzymała wiadomość, choć zmartwiła się sytuacją swojej przyjaciółki. Współczuła jej, że musi znosić obecność mężczyzny, który jej nienawidził. Wiele razy wspominała, że chciał nią rządzić i udawać ojca. Mo miała świadomość tego, że Elizabeth nie miała się do kogo zwrócić.  Nie mogła liczyć na swoją mamę, gdyż ta była ślepo zapatrzona w ,,dyktatora''.


          '' Pewnie, wpadaj szybciutko! Zamówię pizzę, zrobię popcorn i  pooglądamy filmy!  Moich rodziców nie ma, bo są na bankiecie. Piżama Party! M xx '' 


                Odpisała, po czym - tak jak wspominała w wiadomości telefonicznej, poszła zamówić pizzę. Zadzwoniła do ich ulubionej restauracji i złożyła zamówienie. Miły pan po drugiej stronie aparatu zapewnił, że za niecałe czterdzieści minut jedzenie zostanie dostarczone. Ucieszona Madison pobiegła do kuchni. Włączyła mikrofalówkę  i zabrała się za przygotowywanie przekąski; popcornu.
                 Nim się obejrzała, do jej uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Domyśliła się, że to Lizzie. Podreptała więc pod drzwi frontowe i przekręciła klucz w zamku, zwalniając ,,blokadę''. Nacisnęła na klamkę, a następnie jej oczom ukazała się sylwetka przyjaciółki. Miała zapłakane, czerwone oczy. Jej włosy były potargane; najwyraźniej biegła.
               - Kochanie, nie płacz.- Monica od razu rzuciła się przyjaciółce w ramiona. Wiedziała, że potrzebuje teraz podwójnego wsparcia. - Możesz zostać u mnie tyle ile zechcesz. - Wpuściła dziewczynę do środka. -Zaraz będzie pizza, wybrałam kilka niezłych filmów...uśmiechnij się, powiedz coś.- Spojrzała Lizzie w oczy, a ta uniosła swoje kąciki ust ku górze. Sama obecność Mo, sprawiała, że Elizabeth czuła się lepiej.Młoda Madison zaprowadziła Liz do salonu. Na kanapie leżał wcześniej uszykowany koc oraz poduszki.
                - Idź się przebierz w piżamę, a ja włączę film. - Zwróciła się do Lizzie, która zaczęła wyjmować z podręcznej torby jakieś ubrania. - Jeśli chcesz to weź prysznic, czuj się jak u siebie.- Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Gdy skierowała się do łazienki, Mo odprowadzała ją wzrokiem.
                 Po kwadransie od przyjścia Lizzie, dostarczono pizzę. Wszystko było gotowe, a Monica czekała już jedynie na powrót młodej Dawes z łazienki. W między czasie dziewczyna zaniosła przekąski oraz picie do salonu, a nim się obejrzała Lizzie była już obok niej.  Obie wskoczyły pod kocyk i zajęły się pałaszowaniem pyszności; oglądaniem jakiegoś romansidła.
                - Co tym razem zrobił ten dupek?- Spytała nieoczekiwanie Monica.
                - Jak myślisz? - Prychnęła Liz. - Uderzył. - Szepnęła zaciskając piąstki. - Nienawidzę go, nienawidzę swojego domu.
                - Liz, on nie może Cię bić.- Westchnęła przejęta Mo. -Musisz powiedzieć mamie, iść na policję. Cokolwiek.
                - Myślisz, że ona nie widzi? Przestań...
                - A policja? Możesz iść.
                - To nie jest takie proste, przecież wiesz. - Mruknęła zirytowana tematem. - Coś z tym zrobię, ale teraz proszę...zakończmy temat mojej toksycznej sytuacji życiowej.
                - Pewnie. - Uśmiechnęła się pocieszająco. - Zapomnij o tym.
                Siedziały w milczeniu przez następne pół godziny, lecz w pewnym momencie coś, a raczej dzwonek do drzwi zakłócił ich błogi spokój. Zdziwione popatrzyły na siebie, po czym wstały z kanapy. Monica powiedziała mało zrozumiałe ,,otworze'' a następnie podreptała do drzwi. Nie zwracając uwagi na swoje ubranie, w którego skład wchodziły krótkie spodenki i  koszulka; postanowiła otworzyć. Przekręciła klucz i nacisnęła na klamkę, ciągnąc ją do siebie.  Ujrzała przed sobą wysokiego, umięśnionego, młodego mężczyznę. Zauważyła charakterystyczne loki na głowie - były potargane, co sprawiało, że chłopak był jeszcze seksowniejszy. Harry Styles - wykrzyczała w myślach.  Była tak zdziwiona, że zapomniała o strachu.
               - Czego chcesz?! - Warknęła. - Skąd wiesz, gdzie mieszkam? Jak śmiesz nachodzić mnie w nocy? Idź stąd! - Obdarowała go groźnym spojrzeniem, na które chłopak jedynie cicho zachichotał.
              - Po pierwsze.- Chwycił dziewczynę za ramiona. - Wiem i mogę wszystko.- Uśmiechnął się łobuzersko. -Po drugie.. nie tym tonem!- Uniósł głos, a następnie wtargnął do domu, zostawiając onieśmieloną dziewczynę przy drzwiach, które następnie zamknęła i odwróciła się w stronę bruneta. Poczuła wracający strach gdy zauważyła, że jego zielone oczy dokładnie analizują jej sylwetkę. Speszyła się zaplatając dłonie na piersiach, uświadamiając sobie, że jest w samej piżamie.
              - Kto przyszedł?- Po domu rozległ się głos Lizzie, a Mo spojrzała na zdezorientowanego Stylesa.
              - Nikt ważny, zaraz wychodzi! - Monica odkrzyknęła przyjaciółce, która po chwili znalazła się obok niej i Harrego.
              - Spodziewałem się, że będziesz sama, kochanie. - Nawet nie spojrzał na młodą Madison, bo zajęty był przyglądaniem się wystraszonej Elizabeth. - Co Ty tu robisz?
              - Co?! - Warknęła oburzona Mo. -To raczej ja powinnam zapytać co Ty tutaj robisz, a nie moja przyjaciółka!
              - Przyszedłem, żeby się lepiej poznać. - Posłał dziewczynie bezczelny uśmiech. - I powtarzam, żebyś nie mówiła do mnie takim tonem. Nie chcę robić Ci krzywdy! - Wysyczał. -A teraz zapytam ponownie, co Ty tu robisz? - Spojrzał na Liz.
              - Nocuję.- Wydukała. - Piżama Party  i  te sprawy. - Spuściła głowę, chcąc uniknąć świdrującego spojrzenia kędzierzawego.
             - Gdybym wiedział, że będziesz to wziąłbym Horana. - Zachichotał. - Ale jeszcze nic straconego, bo Twoich rodziców nie będzie przez całą noc.
             - Skąd...Przecież oni są, tylko już śpią. Radziłabym Ci iść, bo jeżeli tata się obudzi to nie będzie zadowolony. - Kłamała.
             - Och, jesteś taka słodka, gdy zmyślasz.- Zaśmiał się, a dziewczyna oblała się rumieńcem. Onieśmielał ją jeszcze bardziej niż inni ludzie, których najzwyczajniej w świecie się wstydziła. -Wiem, że Twoi rodzice są na bankiecie, bo to bankiet u mojego starego.- Skrzywił się wypowiadając dwa ostatnie słowa. - Więc co robimy, dziewczynki? - Rozsiadł się na kanapie w salonie, po czym obdarował dziewczyny swoim przenikliwym i tajemniczym spojrzeniem.
               Przyjaciółki zatrzymały się w progu pomieszczenia, w którym znajdował się Styles i pełne strachu spoglądały na siebie. Nie miały najmniejszego pojęcia co zrobić, powinny go wyprosić, tylko jak?
             -Mógłbyś już iść? - Spytała cicho Monica, patrząc na swoje stopy, które właśnie w tym momencie wydały się jej bardzo interesujące.
          - Przecież dopiero przyszedłem. - Uśmiechnął się
         - Może zadzwonisz po tatę? - Lizzie szepnęła do Mo tak by tylko ona to słyszała jednak zaraz spuściła wzrok gdy poczuła na sobie oczy bruneta.
        - Nie radziłbym. Poza tym nie zrobi tego, bo za bardzo się boi. Zgadłem? -  Parsknął śmiechem. - Chyba nie chcemy im przeszkadzać? Na pewno świetnie się bawią więc i my możemy. Nigdzie mi się nie śpieszy. - Poklepał miejsce obok siebie i głosem niecierpiącym sprzeciwu, rozkazał - Siadajcie. - Wyczuwając iż jest zdenerwowany posłusznie usiadły na drugim końcu kanapy i naciągnęły na siebie wcześniej używany koc. Chłopak widząc ich strach delikatnie się zaśmiał i wziął do dłoni stojący na stoliku popcorn. - To może mi coś o sobie opowiecie?
        - Co?! - Bąknęła młodsza z dziewczyn i ścisnęła dłoń Liz. - Czego ty od nas chcesz?
         - Poznać was. - Wzruszył ramionami. - Więc... macie rodzeństwo? - Wypalił niespodziewanie, mimo iż znał odpowiedź.
        - Nie. - Mruknęła cicho młoda Madison. -Ale Liz ma brata. Mieszka w Manchesterze.
        - Ale ona chyba umie mówić? - Zachichotał. - Umiesz? - W odpowiedzi otrzymał jedynie delikatne skinienie głowy.
                Przez kolejną godzinę Madison i Dawes odpowiadały na przeróżne, idiotyczne pytania, w zamian nie dostając żadnej odpowiedzi. W ich głowie zrodziło się tysiące pytań dotyczących siedzącego obok chłopaka, ale on nie miał najmniejszego zamiaru by zaspokoić ich ciekawość i widocznie czerpał radość z tego iż powoli wyprowadza je z równowagi. Zapewne godzinny wywiad Harrego ciągnął by się jeszcze dłużej gdyby nie to, że po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Chłopak zirytowany, że ktoś mu przerwał, delikatnie uniósł biodra i wyciągając z kieszeni spodni telefon, przycisnął go do ucha. Jego oczy wyraźnie pociemniały. Kilka słów niezadowolenia i westchnienie to jedyne co usłyszały nastolatki z ust Stylesa. W pewnej chwili wstał z kanapy i odszedł od towarzyszek, które z ciekawością odprowadzały bruneta wzrokiem. Przeszedł do innego pomieszczenia gdzie kontynuował rozmowę. Teraz dziewczyny mogły usłyszeć jak jego rozmowa przeradza się w coś rodzaju kłótni, ponieważ krzyczał, lecz nie wiedziały o co chodzi. Wrócił do nich po długich pięciu minutach.
         - Muszę już iść. Mam ważne sprawy do załatwienia. - Oznajmił.
         - O dwudziestej drugiej? - Mo odważyła się  zapytać, spoglądając na zegar wiszący na ścianie.
         - W mojej branży, życie rozpoczyna się po zmroku, kochanie. - Nachylił się nad nią i ucałował ją w policzek, za co został bardzo szybko odepchnięty. Zaśmiał się cicho, po czym podszedł do Lizzie i wyciągnął do niej dłoń w celu pożegnania się. Dziewczyna niepewnie uczyniła to samo i uścisnęła jego dłoń.
              - Jutro po was przyjedziemy. - Powiedział. -Rano.
              - Co?! Po co? - Madison uniosła głos, co spowodowane było jej zdziwieniem.
              - Pojedziemy razem do szkoły, kochanie.
              - My pojedziemy autobusem. - Tym razem Lizzie zabrała głos.
              - Bez dyskusji. - Warknął Styles. - Do jutra. - Wyszedł zostawiając nastolatki same.
            - W mojej branży, życie zaczyna się po zmroku, kochanie. - Przedrzeźniała go Mo, spoglądając z rozbawieniem na Lizzie. - Czy on jest normalny?
         - Nie wiem, ale chyba właśnie powiedział, że po nas przyjedzie. Rano. - Dziewczyna szerzej otworzyła oczy gdy ujrzała niezrozumiałą dla niej reakcję przyjaciółki. Monica siedziała na kanapie i wyglądała jakby walczyła ze sobą by się nie rozpłakać ale też nie wybuchnąć śmiechem.
         -Wszystko w porządku? - Zapytała siadając obok niej. - Wyglądasz jakbyś..
        - Ja już nie wiem jak reagować na to wszystko. Dlaczego ciągle spotykamy takich... - Zawahała się przez chwilę. - .. takich ludzi? Jak nie Claudia i Josh, to ta dwójka. O ile Horan jeszcze nie zdążył wyprowadzić mnie z równowagi to Styles robi to cały czas. Nie dręczy nas tak jak Claudia ale sama jego obecność sprawia, że chcę uciec, po prostu zniknąć.
       - Och, role się odwróciły.
       - Co?
       - To Ty zawsze byłaś tą od pocieszania. - Westchnęła delikatnie się uśmiechając i objęła mocno przyjaciółkę. - Jak myślisz, o co chodzi z tą całą branżą? - Odsunęła się pd niej i nakreśliła w powietrzu cudzysłów dotyczący ostatniego jej słowa.
            -Nie mam pojęcia, ale mam przeczucie, że to niebezpieczny typ... I on chce po nas przyjechać? - Bardziej oznajmiła niż zapytała marszcząc przy tym czoło. Lizzie niepewnie przytaknęła. - Nie. Nie zrobi tego.
         - To byłoby dziwne.
        - To oznaczałoby, że jest psycholem. Nic mu nie zrobiłyśmy, w jego mniemaniu zapewne jesteśmy nikim. - Monica kręcąc głową podciągnęła kolana opierając na nich brodę. - Nie zrobi tego. - Powtórzyła cicho.
             Po jakimś czasie dziewczyny zasnęły zmęczone całym tym dniem i kilka godzin później obie znajdowały się w swoich pokojach. Lizzie wróciła do domu nad ranem tak by móc zabrać potrzebne książki i wyszykować się do szkoły. Natomiast Monica w tym czasie zeszła na dół by zjeść śniadanie. Była bardzo zmęczona poprzednią nocą i nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka jednak nie miała wyjścia. Gdy stawiała nogę na ostatnim schodku, usłyszała głosy dobiegające z kuchni. Jej rodzice byli już na nogach. Dziewczyna była pod wrażeniem.
         - Dzień dobry. - Przywitała się siadając przy stole.
        - Witaj. - Odparli zgodnie państwo Madison. - Był ktoś u Ciebie wieczorem? - Zapytała mama dziewczyny, stawiając przed nią talerz ze śniadaniem.
        -Ymm, tak Elizabeth. - Odparła przypominając sobie, że nie posprzątała bałaganu panującego w salonie. Oczywiście o obecności Stylesa nie wspomniała. - Idę się ubrać, muszę się pośpieszyć. - Mruknęła cicho, po czym pobiegła na górę.  Gdy była w swoim pokoju, z szafki wyjęła ciemne rurki oraz białą, zwiewną bluzkę z nadrukami. Wzięła szybki prysznic i ubrała się. W ekspresowym tempie rozczesała włosy i zrobiła lekki makijaż, który był naprawdę ledwo widoczny. Po chwili była już na dole i zakładała buty.
          -  Idę! - Poinformowała swoich rodziców i wyszła z domu.  Naprzeciwko domu Madisonów zatrzymało się duże, luksusowe, czarne auto. Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się manewrom owego pojazdu. Jej oczy przybrały rozmiar polskich pięciozłotówek, kiedy dostrzegła kto siedzi za kierownicą tego bardzo ekskluzywnego pojazdu. Chłopak z brązowymi lokami oraz Ray Banami na nosie, zwrócił głowę w jej stronę.
            - Cholera! -Warknęła pod nosem, po czym chwyciła za telefon i wybrała numer do Liz. Po kilku sygnałach usłyszała głos przyjaciółki. - Zrobił to. - Powiedziała tajemniczo, na co odpowiedziała jej zwykła cisza. - Przyjechał po mnie.
               - Jak to? Widzisz go?
               - Siedzi w samochodzie, a ja go ignoruję. - Wyjaśniła. - Będę musiała kończyć, bo chyba wychodzi.
               - Uważaj na niego, Mo. - Słyszała przejęty głos młodej Dawes.
               - Ty też bądź ostrożna, bo po Ciebie miał wpaść Horan.
               - O cholera..
               - Kończę, pa. - Rozłączyła się, gdy ujrzała  Harrego, który opierał się o maskę samochodu. Przyglądał się jej swoim przenikliwym spojrzeniem. Mogła dostrzec je dopiero teraz, bo zdjął okulary. Dziewczynę przeszedł dziwny dreszcz. Nie chciała go widzieć, nie teraz, gdy jej mama mogła zauważyć podejrzanego chłopaka przez okno.  Postanowiła go wyminąć i podążać na przystanek, jak zawsze.
                 - Ej, gdzie idziesz? - Usłyszała za sobą znany, męski głos. - Mam Cię gonić? Lubisz takie zabawy? - Mimo, że była odwrócona do niego tyłem, czuła, że bezczelnie się szczerzy.
                 - Odpieprz się, błagam. - Krzyknęła w jego stronę. - Nigdzie z Tobą nie jadę.
                 - Przestań być taka uparta. Przecież nic Ci nie zrobię. - Poczuła jak łapie ją za nadgarstek. - Wejdź do tego samochodu i mnie nie denerwuj. Nie chciałabyś znać Zdenerwowanego Harrego.
                 - Hmm, znam już Irytującego Harrego. - Mruknęła cicho,  aby Styles tego nie usłyszał.
                 - Bo się spóźnimy. - Ostrzegł, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. - Czy to Twoja mama? - Spojrzał na kobietę, która wyglądała zza drzwi.
                  - Ja pieprze. - Przeklęła, co wywołało u Styles'a cichy chichot. - Mam przerąbane.- Zauważyła, że jej matka intensywnie się im przygląda.  Postanowiła, że lepiej będzie zawrócić do samochodu Harrego, aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
                  - Moo! - Rozległ się głos rodzicielki siedemnastolatki. - Wszystko w porządku? Kim jest ten chłopka? - Pytała.
                 - Jestem Harry. - Podszedł do kobiety i ucałował wierzch jej dłoni, którą mu podała.- Monica to moja przyjaciółka, więc przyjechałem po nią, aby nie tłukła się w autobusie. Zawsze lepiej jechać swoim samochodem. - Obdarował panią Madison ciepłym uśmiechem.
                 - Ach, już obawiałam się, że jakiś obcy mężczyzna zaczepia moją córcię. -Zachichotała. - W takim razie, powodzenia w szkole. Do zobaczenia. - Pomachała do córki, która stała za brunetem i przyglądała się całej sytuacji ze zdziwieniem.
                - Taa..- Westchnęła, po czym obróciła się napięcie w stronę auta. Harry dał znak, aby poszła do samochodu. Przed wejściem do środka, otworzył jej drzwi jak przystało na... dżentelmena. Gdy dziewczyna siedziała już wygodnie w fotelu, on zajął miejsce kierowcy.
                - Zadzwoń do Lizzie. - Nakazał.
                - Po co? - Spytała, czując niepokój.
                - Powiedz, że ma jechać z Niallem do szkoły i nie robić niepotrzebnych problemów.
                - Nie mogę jej zmuszać, jeśli nie chce to..
                - Dzwoń! -Warknął.
             



Od autorek :  Witajcie! :)  Już trójeczka! Mamy nadzieję, że rozdział się podoba i nie zawiodłyśmy. Chciałybyśmy podziękować za 12 komentarzy pod wcześniejszym wpisem. Nie wyobrażacie sobie nawet, ile to dało nam szczęścia. Coś niesamowitego!
Hmm, mam do Was pytanie, a mianowicie - wolicie długie czy krótsze rozdziały? Nie chcemy Was zanudzać, dlatego nie wiemy, czy pisać krócej, czy może taka długość treści jest odpowiednia... prosimy, zostawcie swoje opinie w komentarzu :)
Komentarze mile widziane! Motywują Nas :)
Serdeczne pozdrowienia ;*

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 2

         Bo ten, kto raz nie złamie w so­bie tchórzos­twa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni.

          Zaraz po opuszczeniu szkolnego budynku Monica i Lizzie postanowiły udać się w swoje ulubione miejsce do rozmów. Kochały przesiadywać na niewielkim mostku na obrzeżach miasta. Patrząc na spokojny nurt rzeki mogły skupić się na na swych myślach i przeanalizować to co je dręczyło.
         Usiadły na drewnianej powierzchni mostu i kładąc swoje torby obok siebie pozwoliły by ich nogi swobodnie zwisały w dół, zatrzymując się w niewielkiej odległości od tafli wody. Przyjaciółki przez chwilę wpatrywały się przed siebie, jednak obydwom na usta cisnął się temat dwóch nowych uczniów, na których zdążyły już wpaść i zapewne zrobiły na nich nie najlepsze wrażenie.
         Lizzie stwierdziła, że nie mogą odkładać tej rozmowy na później, więc odezwała się jako pierwsza.
         -Upokorzyłam się, wiesz?- zaczęła.-Boję się, że będą nas gnębić tak samo jak Claudia.
         -Może nie będzie tak źle...-westchnęła niezbyt spokojnie Monica, która w myślach wciąż miała obraz zimnego uśmiechu Stylesa.
         -Mówisz tak, bo to nie Ty wpadłaś na chłopaka, który wygląda na bandziora! - Liz uniosła głos, ponieważ bardzo przejmowała się konsekwencjami zadzierania ze szkolnymi łobuzami. Monica odetchnęła głęboko i starając się wyrzucić z głowy Harrego, spojrzała na zmartwioną przyjaciółkę.
         -Liz, widzisz ja mam francuski z tym brunetem! - Oznajmiła. - Miałam pożyczyć mu notatki, ale zwiałam dodatkowo robiąc z siebie pośmiewisko przy całej klasie. - Przygryzła wargę i ze zdenerwowania zaczęła machać nogami. - To chore...
         -Co?- Spytała zdezorientowana.
         -Cały czas uciekamy, jesteśmy zwykłymi popychadłami. Mam dosyć.
         -Przestań, za rok Claudia się wyniesie ze szkoły i będzie dobrze.- Objęła przyjaciółkę ramieniem. - Obawiam się tych dwóch, ale jak będziemy ich unikać to będą niegroźni..- Elizabeth wcale w to nie wierzyła. W środku była przerażona, ponieważ czuła, że to nie koniec przygody ze specyficznymi chłopakami.
         -Tak w to wierzysz, że aż się trzęsiesz ze strachu. - Mo delikatnie się zaśmiała chcąc rozweselić atmosferę. - Jakoś sobie poradzimy.  A jak Ty dajesz sobie radę z tym facetem swojej mamy?
         -Nie jest łatwo, koleś strasznie się rządzi. Nienawidzę go, bo cały czas na mnie wrzeszczy a do tego raz mnie popchnął na ścianę.To nie było przyjemne.- Odparła smutno.
         -Przykro mi, najchętniej przeprowadziłabym Cię do siebie. Heh, ale  pamiętaj,  jeżeli nie będziesz mogła wytrzymać w swoim domu to jesteś mile widziana w naszym. Przecież wiesz, że moja mama Cię uwielbia. - Zażartowała młodsza z dziewczyn.
         -Wiem, dziękuję. - Na usta Liz również wkradł się uśmiech jednak równie szybko z nich zniknął.  - Co do szkoły... Może sobie poradzimy, ale ja już muszę lecieć do domu.- Stwierdziła smutno Lizzie. -Bo jeszcze cudowny Jerremy się zdenerwuje.- Dodała sarkastycznie. -Dzięki, że spędziłaś ze mną trochę czasu
         -Nie ma za co, kochana.- Uściskała przyjaciółkę. -Jutro widzimy się w szkole?- Chciała się upewnić.
         -Pewnie. -Potwierdziła. -Idziemy na przystanek? -Monica przytaknęła, po czym głęboko westchnęła i ruszyła za Lizką. - Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy.- Obie podążyły na przystanek. Spacerowały w ciszy, gdyż były przygnębione swoimi kłopotami. W głębi duszy były wściekłe na los. Przecież, nigdy nie działały na czyjąś niekorzyść, zawsze starały się być pomocne, miłe, uczynne; nie zasłużyły na takie traktowanie, ani w szkole, ani w domu.

         Właśnie kończyła się trzecia lekcja, co oznaczyło, że za chwilę uczniowie udadzą się na stołówkę, aby zjeść lunch. Mo oraz Liz też miały taki zamiar, mimo, że bały się spotkania z Claudią i jej zgrają. Jednakże, nie mogły się wiecznie ukrywać.  W głowach dziewczyn krążyło milion myśli na sekundę. Co jeśli spotkają głupią blondi? Co będzie, gdy Josh zabierze im telefony, za które zapłaciły dużo pieniędzy? A może uda im się przemknąć niepostrzeżenie?
         Dwie przyjaciółki szły w ciszy. Nie chciały rzucać się w oczy.  Kroczyły za grupką wysokich uczniów, co sprawiało, że trudniej było je zauważyć.
         -Będzie dobrze.-  Stwierdziła mało przekonująco Monica. -Nigdzie nie widać Claudii, Josha ani tych dwóch.- Głośno przełknęła ślinę, co sprawiło, że Lizzie wcale nie poczuła się pewniej. Wyczuła niepokój Mo, która była dla niej motywacją i pocieszycielką.
         -Proszę, może lepiej już o tym nie rozmawiajmy.- Liz odezwała się, gdy dziewczyny weszły na stołówkę. Pierwsze co rzuciło im się w oczy to bardzo dużo zajętych stolików. Monica wyszukała wzrokiem jeden, wolny, czteroosobowy stolik, do którego wysłała swoją przyjaciółkę, aby nikt go wcześniej nie zajął. Sama stanęła w kolejce, aby zakupić posiłek dla siebie i Lizzie.
         Po niecałych dziesięciu minutach, dziewczyny razem zasiadły przy ów stoliku. Miały zacząć jeść, lecz w pewniej chwili zauważyły dwóch przystojnych, ale nieprzyjemnych chłopaków siedzących kilka stolików dalej. Serce podskoczyło im do gardeł. Mo spojrzała znacząco na Lizzie, która posłała jej przerażone spojrzenie.
         -Nie panikuj, oni nas nawet nie widzą.- Madison starała się opanować ich poddenerwowanie i stres, wywołany ciągłym strachem, przed szkolnymi gnębicielami.
         -Jasne. - Prychnęła. -Ten brunet  zaraz wypali Ci dziurę w plecach jak dalej będzie się tak gapił. - Mo zdziwiona podniosła wzrok i napotkała zimne spojrzenie Stylesa. Jego oczy były świecące i przenikliwie zielone. Dziewczyna błyskawicznie opuściła głowę i oblała się rumieńcem.
         - To nie jest śmieszne, Lizzie.- Odparła po chwili zdezorientowania.- Będziemy miały problemy, mówię Ci. 
         -Tu się zgadzam. A wiesz dlaczego? Bo oni właśnie idą w naszą  stronę.- Oznajmiła drżącym głosem. Nie chciała mieć z nimi nic wspólnego, a tym bardziej nie chciała wdawać się z nimi w rozmowy.
         -Żartujesz..- Burknęła, przerażona Mo. - A my nawet nie mamy jak uciec..- Spojrzała nerwowo i dopiero teraz zorientowała się, że nawet nie zaczęły jeść lunch'u.  Lizzie niewinnie uniosła głowę, po czym od razu napotkała zadziorne spojrzenie blondyna, któremu towarzyszył Harry Styles.
         -Siemka, piękne.- Umięśniony blondyn wyszczerzył się do przestraszonych dziewczyn, po czym zajął miejsce obok jednej z nich; Lizzie. Z ust dwóch przyjaciółek wydobyło się mało zrozumiałe ,,hej''. Harry zachichotał i również usiadł przy stoliku.
         -Nialler, jesteś głodny?- Lokaty zadał przyjacielowi retoryczne pytanie. - Może pójdziesz kupić coś do jedzenia?- Spytał znacząco, patrząc na jedzenie dwóch, szarych myszek.
         -Ależ po co się męczyć? Przecież nasze koleżanki były takie miłe, że same zakupiły nam żarcie.- Zadrwił i wyciągnął rękę w stronę tacki z lunch'em Lizzie. To samo uczynił wyższy z intruzów, lecz on zabrał jedzenie Mo.
         -T-to..my już pó-pójdziemy.- Wydukała zestresowana Monica, patrząc w stronę drzwi, przez które akurat wchodziła uśmiechnięta Claudia i jej zgraja.
         -Pójdziecie, wtedy kiedy my wam pozwolimy.- Warknął zirytowany Styles, po czym pociągnął Monicę za nadgarstek, zmuszając ją tym samym do powrotu na krzesło. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę, co nie uszło uwadze chłopaków. Zaczęli się głośno śmiać, przez co zwrócili uwagę Claudii, która i tak już podążała w ich kierunku. Lizzie popatrzyła z przerażeniem na Nialla, który z uśmiechem pochłaniał jej posiłek.
         -Smacznego.- Powiedziała z grzeczności Elizabeth. Blondyn spojrzał na nią ze zdziwieniem i posłał jej przyjemny, lecz przepełniony bezczelnością uśmiech.
         -Jednak umiesz mówić. - Śmiał się. - Dziękuje, ale jednak nie masz dobrego gustu co do jedzenia.
         -To Mo kupowała. - Skinęła nieśmiało głową w stronę przyjaciółki, która w ciszy walczyła z palącym ją wzrokiem Stylesa.
         -Więc masz na imię Mo? - Zapytał uśmiechnięty Harry. - Ładnie, tak grzecznie. - Drwił.
         -Monica. - Powiedziała. - Mo to zdrobnienie. Lizzie mnie tak nazywa. -Zebrała się na odwagę i podniosła wzrok na bruneta.
         -Wciąż za grzecznie. - Zachichotał. - Lizzie też ładne, lecz takie bardziej dziecinne, nie sądzisz Nialler?
         -Słodkie imię, odwal się Harry. -Wyszczerzył się do przyjaciela. -Elizabeth?
         -Tak. - Przytaknęła, po czym spojrzała nerwowo na Monicę.- My naprawdę musimy uciekać. -Powiedziała, gdy zobaczyła Claudię stojącą tuż za Harrym.
         -Nie bój się.- Wyszeptał Niall i  położył dłoń na kolanie Liz, a dziewczyna wzdrygnęła się na taki gest z jego strony.
         -Wyszłyście z nory ofermy ?!- Claudia rzuciła wściekłe spojrzenie Monice oraz Lizzie, a następnie wysyczała.- Dawać komórki, bo zawołam Josha i źle to się dla was skończy! - Ignorowała obecność chłopaków, którzy patrzyli na nią z rozbawieniem i pogardą.
         -Wybacz, że się wtrącam.- Odezwał się grzecznie Nialler, widząc przerażenie w oczach Lizzie oraz Monici, która z nerwów bawiła się zamkiem od bluzy. - Jakbyś nie zauważyła, od niedawna to nasz teren. - Uciął swoją wypowiedź.
         -I jeżeli ktoś będzie zabierał telefony szkolnym popychadłom, to tylko my będziemy to robić! - Harry dokończył wypowiedź i posłał blondynce przerażające spojrzenie, które jednoznacznie mówiło ,,spadaj''.
         -Przestań się unosić przystojniaku. - Wymruczała seksownie, na co chłopaki odpowiedzieli jej głośnym, drwiącym śmiechem, a ona aż poczerwieniała ze wstydu. Nawet Lizzie i Monica podśmiewały się cicho, pod nosem.
         -Pożałujecie tego. -Wrzasnęła wściekle szkolna gwiazdka. -A Wy? Zadajecie się z tymi ofermami?!- Zwróciła się do rozbawionych chłopaków, którzy najwyraźniej nie byli nią zainteresowani. - Na pewno nie zabierzecie im tych telefonów. -Prychnęła . -Ale będzie z Was pośmiewisko,  gdy wszyscy dowiedzą się, że bujacie się z tymi łajzami! - Zaśmiała się podle.
         -Nie pozwalaj sobie! - Krzyknął wściekły Harry. -Zapamiętaj, że robię co chcę więc jak będę chciał to zabiorę, a jeżeli nie to nie. Nie Twój interes głupia sikso. - Wszyscy usłyszeli donośny śmiech Nialla. - A teraz właśnie mam ochotę pozbawić kogoś posiadania komórki.- Oznajmił tajemniczo, patrząc znacząco na Nialla, który właśnie skończył jeść. Horan podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku wrednej dziewczyny.  Niespodziewanie wyciągnął rękę w jej stronę i chwycił telefon, który trzymała w dłoni, najwyraźniej chcąc się nim pochwalić.
         -Eee, taki telefon to ma moja babcia. - Ryknął śmiechem i odłożył urządzenie na stół. -Do tego pedalsko różowy... Sorry Harry, ale ja tego do rąk nie wezmę. - Wciąż nie potrafił opanować śmiechu, lecz po chwili spoważniał. Wymienili z Harrym znaczące spojrzenia i niespodziewanie chwycił za dłoń Lizzie. Styles uczynił to samo, tylko on zamknął w uścisku dłoń Monici. Pociągnęli dziewczyny za sobą, gdy te ledwo zdążyły zabrać swoje rzeczy i wyprowadzili je ze stołówki. Całkiem zignorowali zdziwioną, upokorzoną i zdenerwowaną Claudię, której policzki przybrały czerwony ze złości kolor. Natomiast zdezorientowane, ciągnięte przez nowych uczniów dziewczyny dały się posłusznie prowadzić, by bardziej ich nie rozzłościć. Z każdym krokiem ich strach narastał, nie miały pojęcia gdzie i dlaczego są prowadzone. Milczały, wymieniając między sobą pełne obaw spojrzenia. Ogarnął je chłód gdy znalazły się przed budynkiem, gdzie krążyły jedynie pojedyncze osoby, ponieważ dzisiejsza pogoda nie zachęcała do zbyt długiego przebywania na zewnątrz. W pewnej chwili Mo stawiła opór, zatrzymała się nerwowo spoglądając na pozostałą trójkę. Nie chciała tego, ale jakaś dziwna siła sprawiła, że sprzeciwiła się brunetowi. W głębi duszy nie marzyła o niczym innym niż postawieniu się złu tego całego świata, ale rozum podpowiadał, że to nie dla niej. Swym czynem dodatkowo zdenerwowała Stylesa, który teraz wpatrywał się w nią marszcząc brwi. Spuściła wzrok i zaczęła rozmasowywać piekący od bólu nadgarstek, który jeszcze chwilę temu ściskał Harry.
         -Stawiasz mi się? - Usłyszała pełen irytacji głos.
         -Jj..ja - Jąkała się nie mogąc nic powiedzieć. Pokręciła jedynie przecząco głową i skarciła się w myślach za to, że się zatrzymała.
         -Telefony.
         -Co? - Liz przeniosła swój wzrok na blondyna słysząc żądanie.
         -Daj telefon. - Wyciągnął rękę w jej stronę uśmiechając się w sposób, którego Lizzie nie potrafiła rozgryźć. Nie miała pojęcia czy to szczery, czy może raczej złośliwy, fałszywy uśmiech. Bojąc się konsekwencji bez dyskusji podała mu urządzenie, natomiast jej przyjaciółka nadal stała nieruchomo i wpatrywała się we własne trampki.
         -Twoja przyjaciółka ma problemy ze słuchem czy serio jest taka nieposłuszna? - Zwrócił się do Liz roześmiany Styles, jednak za chwilę stał przy Mo.
         -Dasz mi ten telefon czy sam mam go sobie wziąć? - Wyszeptał stojąc zbyt blisko niej, następnie przejechał dłonią po zewnętrznej stronie uda dziewczyny i docierając do kieszeni wyciągnął z niej komórkę. Uśmiechnął się łobuzersko gdy zauważył, że zadrżała pod wpływem jego dotyku i przestraszona cofnęła się do tyłu. Po chwili stał obok Horana i robiąc coś w telefonach siedemnastolatek kompletnie zignorowali obecność nastolatek. Lizzie spojrzała na przyjaciółkę i delikatnie ją szturchając posłała jej pocieszające spojrzenie. Ścisnęła dłoń Mo, gdy wzrok chłopaków ponownie spoczął na nich.
         -Widzicie, nie było się czego bać. - Zaśmiał się Niall, wciskając im w dłonie wcześniej zabrane urządzenia. - Możecie już iść do szkoły, chyba, że wolicie wrócić do domu?
         -Chętnie was odwieziemy. - Odezwał się Styles.
         -Nie, dzięki. - Burknęła Mo i ciągnąc za sobą Liz weszły do budynku. Gdy uwolniły się od ciążącej im obecności Stylesa i Horana pozwoliły sobie na głośne westchnięcie. - To wszystko jest pokręcone.
         -Chyba nie mamy szans na spokojne ukończenie szkoły. - Odparła Lizzie wpatrując się w przyjaciółkę. Zmarszczyła brwi i pozwoliła sobie na zadanie dręczącego ją pytania. - Masz świadomość, że mu się postawiłaś?
         -Nie chciałam tego, znaczy nie zamierzałam...- Spojrzała na Liz kręcąc głową. - Nie mam pojęcia co się stało, ale pierwszy raz się komuś sprzeciwiłam. W sumie nieudolnie ale jednak. - Zaśmiała się z samej siebie i wzięła pod ramię Liz, która przypatrywała jej się z dziwacznym wyrazem twarzy.  - Chodź, zaraz będzie dzwonek, a wredna pani Ellis nienawidzi spóźnień.
         -Masz rację. - Dziewczyny ruszyły na drugie piętro, gdzie czekała je lekcja angielskiego, po drodze podśmiewając się z zaborczej nauczycielki.
         Po schodach wbiegły w błyskawicznym tempie. W ciągu niecałych trzech minut znalazły się pod klasą.  Na szczęście, pani profesor jeszcze nie było, więc trochę uspokojone weszły do sali. Odczuwały na sobie irytujący wzrok siedzących gapiów. Były jednak w zbyt dużym szoku, żeby bardziej się tym przejmować.  Zajęły miejsca obok siebie i wyjęły książki z toreb, które następnie z impetem rzuciły na podłogę.  Po chwili dostrzegły nauczycielkę, która weszła do klasy. Niedługo później lekcja się rozpoczęła. Mijały sekundy, minuty, kolejne minuty, kwadrans... Dziewczyny były bardzo znudzone. Lizzie miała ochotę ziewnąć. Z trudem się opanowała, gdy pani profesor posłała jej spojrzenie, które mogłoby zatrzymać pracę serca. W pewnym momencie młoda Dawes poczuła wibracje w kieszeni. Postanowiła wyjąć telefon i sprawdzić co to. Mimo, że lekcja trwała w najlepsze, ciekawość doprowadzała ją do szaleństwa. Nie mogła czekać. Ukradkiem spojrzała na ekran telefonu i dostrzegła nazwę kontaktu - Nialler - była pewna, że chłopak zapisał swój numer w jej telefonie, kiedy zabrał jej ów urządzenie.

,,Poinformuj swoją przyjaciółkę, że zaraz po tej lekcji macie wyjść przed szkołę. Mam nadzieję,  że nie odwalicie czegoś głupiego. N. xxx '' 

        Przerażona odwróciła głowę w stronę przyjaciółki. Jej spojrzenie mówiło tylko jedno - mamy przechlapane! Wiedziała, że zadzieranie ze Stylesem i Horanem to nie przelewki.  Nie wiedziała tylko czego ma się spodziewać... czego oczekiwać. Przez tą wiadomość, straciła rahubę czasu, dlatego też była bardzo zdziwiona, kiedy usłyszała dzwonek na przerwę.
        -Mo!- Krzyknęła Lizzie, kiedy pani profesor opuściła salę. - Dostałam sms'a od tego całego Nialla! - W jej oczach widać było strach i przerażenie, ale też ciekawość. Była ciekawa, jak zareaguje jej przyjaciółka. - Napisał, że mamy iść przed szkołę..teraz!
        -Zwariowałaś? Nigdzie nie idę, a tym bardziej do nich.- Warknęła zirytowana Madison.
        -Znowu to robisz. - Powiedziała tajemniczo Elizabeth.
        -Co?
        -Przeciwstawiasz się. -Uśmiechnęła się lekko.-Co dodaje Ci takiej odwagi?
        -Może po prostu... hmm, wszystko mi jedno. Wisi mi to wszystko. Cały czas ktoś nami rządzi. Jak nie Claudia to oni.. ech, mam tego dosyć. W końcu ktoś z nich nas dopadnie, więc po co uciekać i się tak bardzo przejmować. Boję się, cholernie się boję... ale chyba w bibliotece nam nic nie zrobią. Tam będziemy bezpieczne. Chodź.- Złapała Lizzie za rękę i pociągnęła ją za sobą we wcześniej wspomniane miejsce. Spędziły tam całą przerwę by następnie udać się na ostatnią swoją lekcję, jaką była technika. Mo widziała zdenerwowanie wypisane na twarzy Liz, gdy przemieszczały się korytarzem po skończeniu zajęć.
Prędko pobiegły do szafek i zabrały swoje rzeczy z nadzieją, że uda im się bezproblemowo opuścić budynek i zdążyć na najwcześniejszy autobus. Chciałyby mieć to piekło już za sobą. Lizzie była tak zestresowana, że jej krok bliski był truchtowi. Monica szkła za nią, lecz nie miała zamiaru się tak bardzo śpieszyć. Niestety już przy wyjściu w oczy rzucili im się tamci dwaj. Oni również je zauważyli i ze wściekłością wypisaną na twarzach przywołali do siebie. Monica westchnęła głośno i ściskając dłoń przyjaciółki i poprowadziła ją w przeciwnym kierunku ignorując Horana i Stylesa. Dziewczyny spokojnie dotarły na autobus i mimo iż obie w głowie miały jedynie dwóch nowych uczniów to żadna z nich nie zaczynała rozmowy na ten temat. Miały dość tego wszystkiego jak na jeden dzień. Na przystanku pożegnały się i każda odeszła w stronę swojego domu.
        W końcu nadszedł upragniony przez Monicę wieczór. To była pora, kiedy mogła się całkowicie wyluzować zamykając we własnym pokoju. Był jej twierdzą, do której nikt nie miał dostępu. Lubiła spędzać w nim czas samotnie, w ciszy. Siedziała na łóżku wpatrując się w ulubioną książkę. Czuła ulgę, gdy pogrążyła się w książkowym świecie, a jej umysł był wolny od zbędnych, wcześniej dręczących ją myśli. Jednak jej spokój został zakłócony przez dźwięk przychodzącego sms'a. Nie wiedziała co jest gorsze; jego treść, czy to, że znała jego nadawcę? Harry Styles. Zapewne zapisał jej swój numer dzisiejszego popołudnia. Przeczytała wiadomość kilka razy i w jej głowie znów zapanował nieład. Czeka ją kolejna bezsenna noc. Jedyne co teraz czuła to strach i serce pragnące wyrwać się z piersi.

,, Myślałem, że jesteście mądrzejsze i nie będziecie ryzykować, ale nie martw się Mo.. spotkamy się szybciej niż myślisz. H. xx ''


Od autorek: Witamy! Mamy dla Was drugi rozdział. Mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Jesteśmy bardzo zmęczone, iż jest już późno (02:25 o.O) , ale zdecydowałyśmy się opublikować dwójkę. Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za komentarze! (Prosimy o kolejne; ) A tymczasem idziemy szukać dinozaura...

 Hazza dwudziestolatkiem - nie wierzę. 
69696969