wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 6


"Dobro bez Zła jest mdłe i słabe,lecz Zło bez Dobra jest zwyrodniałe i nieobliczalne."
     
      Mieli tylko szybko je odwieźć a nadal stali na jednej z londyńskich uliczek, którą do domu szła Dawes. Horan i Styles badawczo przyglądali się oddalającej się od nich, drobnej sylwetce i zastanawiali się co tak właściwie tu robią. Żaden z nich nie potrafił odezwać się i nakazać, aby odjechali. Te dwie siedemnastolatki miały w sobie coś czego nie umieli wytłumaczyć, przyciągały ich, sprawiały, że stawali się innymi ludźmi. Problemem było to, że za nimi ciągnęło się ich prawdziwe życie, mroczna przeszłość, ciemna, dominująca strona. Zdawali sobie sprawę z tego, że gdy zbliżą się  do nich za bardzo to te niewinne, przestraszone już nastolatki również poznają ten gorszy świat i będą musiały się z nim zmierzyć. Nie chcieli tego, ale potrzeba bliskości zaczynała brać nad nimi górę. Byli w stanie zrobić dla tych dziewczyn wszystko, jednocześnie miękli i łagodnieli w ich obecności walcząc by nie dać tego po sobie poznać..  Dwóch, zdemoralizowanych chłopaków i dwie zupełnie inne dziewczyny - to nie wróży nic dobrego, ale czy możliwość stania się kimś innym nie jest kusząca? Pytanie jednak, kto się zmieni, bo pozostanie sobą w takiej sytuacji nie jest możliwe.
     - Harry. - Chłopak oderwał wzrok od miejsca, w które wpatrywał się od kilku minut i słysząc swoje imię spojrzał na siedzącego obok blondyna.
     - Hmm?
     - Powinniśmy już jechać. - Obaj byli równie zamyśleni i świetnie zdawali sobie sprawę z tego, że myślą o tym samym; co zrobić by świat całej czwórki nie musiał się rozpaść?
    - Taa. - Harry westchnął i po krótkiej chwili ruszył autem z powrotem do mieszkania przyjaciół.

      O tej porze dnia w Londynie panował zmrok, któremu towarzyszył lekki i całkiem znośny chłód. Ludzie, którzy za dnia dzielnie przemierzali ulice tego miasta, teraz zaszyli się we własnych mieszkaniach, chcąc ukoić stres, a także po prostu odpocząć. Funkcjonowała tak znaczna większość Londyńczyków, lecz pojawiały się wyjątki dla których życie zaczynało się dopiero po zmierzchu. Zazwyczaj byli to drobni złodzieje, których nazywano amatorami, w świecie brudnych interesów. Każdą dzielnicą stolicy Wielkiej Brytanii rządziła jakaś grupa przestępcza, do której należeli ci gorsi złoczyńcy. Wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli styczność z ,,tym gorszym światem'' doskonale znali ich nazwiska. Wzbudzały one strach wśród małych opryszków i chuliganów. Narkomani, stali imprezowicze i rabusie drżeli na samą myśl o konfrontacji z chociażby jednym członkiem takowego gangu.
      Styles i Horan byli szanowanymi w swoim środowisku ludźmi. Nie byli anonimowi, lecz często działali tak, aby nikt ich nie rozpoznawał. Cenili sobie prywatność, więc gdy ktoś wiedział za dużo, po prostu znikał w nieznanych okolicznościach. Nie zajmowali się likwidowaniem takich osobników, ponieważ mieli od tego swoich ludzi. Mimo, że byli młodzi to zdążyli wspiąć  się na szczyt swojej gangsterskiej kariery. Rządzili tym miastem, nie tylko poszczególną dzielnicą.
      Dochodziła dwudziesta, gdy piątka wspólników, a zarazem przyjaciół była w trakcie rozmów na temat nowych interesów. Malik, Tomlinson, Payne a także Styles i Horan siedzieli przy niewielkim stole mieszczącym się w salonie pierwszego z wymienionych mężczyzn. Nie była to przyjemna rozmowa, więc wszyscy byli bardzo skupieni i poważni, co sprawiło, że atmosfera panująca w mieszkaniu była napięta.
     - Słuchaj, musimy odebrać pieniądze za ten towar. Jesteśmy stratni jakieś dwadzieścia tysięcy, naprawdę tego nie rozumiesz?! - Warknął poirytowany Payne, który nie mógł pojąć obojętnego podejścia Malika do pewnej sprawy.
     - To jeszcze szczeniak, mogę się założyć, że niedługo przyniesie te pieniądze w zębach. A po drugie, nie chce zrobić krzywdy jakiemuś małolatowi. - Odparł spokojnie Mulat.
     - Nie ważne. - Prychnął Styles. - Porozmawiajmy o nowym zamówieniu dla Smith'a. Gość jest dosyć bogaty i zaoferował niezłą stawkę. Wydaje mi się, że mamy dwie paczki tego koksu.
     - Harry ma rację. - Westchnął Tomlinson. - Będzie z tego niezła kasa, typek jest nadziany, a nam w tym momencie kokaina jest niepotrzebna. To dobry układ.
     - Nie ufam mu. - Wysyczał Liam.  - Co będzie, jeśli nas wsypie?
     - Nie obawiaj się policji. Nie raz dawaliśmy sobie radę z psami. Poza tym, sprawdzamy tego człowieka na bieżąco. Jutro dostaniemy więcej informacji na jego temat.  Jeśli wyda się być podejrzanym to skończymy naszą znajomość. - Wyjaśnił najstarszy z mężczyzn; Tommo. - Wszystko idzie po naszej myśli.
     - Świetnie. - Prychnął naburmuszony blondyn, który od jakiegoś czasu milczał. - Niedługo będziemy ten towar dzieciakom w piaskownicy sprzedawać. Przecież ten Smith to jebany alfons. Myślicie, że po co mu to gówno?!
     - Nie obchodzi nas, po co mu koks. Ważne, że zapłaci. - Mruknął Malik. - Przestań się rozczulać Horan, jeżeli narkotyki są dla dziwek to dobrze, bo łatwiej będzie im przeżyć ten syf. - Uśmiechnął się do przyjaciela pocieszająco, lecz Niall obdarzył go wściekłym spojrzeniem.
     - Nieważne, muszę przestać o tym myśleć. - Stwierdził, biorąc butelkę piwa do ręki.
     - Co się dzieje tym razem, Nialler? - Spytał Louis, który najwyraźniej zaczął przejmować się stanem psychicznym przyjaciela.
     - Nie mam z kim zostawić Nelly w piątek, gdy mamy akcję. - Powiedział, a każdy obecny przy rozmowie wiedział, że mówi o swojej młodszej siostrzyczce, którą musiał się opiekować, ponieważ ich matka najczęściej była na drugim końcu kraju. Jak mówiła, w interesach. Była panią bizneswoman, dla której rodzina zeszła na drugi plan. Możliwe, że przez to, Niall zaczął praktykować gangsterkę.
     - Przecież macie tą opiekunkę. - Zauważył opychający się chrupkami Malik.
     - Nells jej nie lubi. - Oznajmił Harry, który bardzo dobrze znał nawyki i przyzwyczajenia siostry swojego najlepszego przyjaciela. - Babka jest mocno popaprana.
     - Nie zostawię dziecka z tą wiedźmą, nigdy. - Warknął blondyn, a cała czwórka zaczęła cicho chichotać.
     - To zabrzmiało jakbyś był jej ojcem, a to tylko młodsza siostra. Wyluzuj i zostaw ją z tą opiekunką. Przecież dzieciak nie będzie Tobą rządził.- Powiedział Liam, którego można byłoby nazwać kopią Beckhama, jeżeli chodzi o wygląd.
     - Nic nie wiesz, Liam. - Warknął Styles. - Mała jest dla niego najważniejsza, więc się przymknij. 
     - O Jezus, Harry przestań. - Payne zacisnął szczękę, przez co wyglądał dosyć groźnie.- Przecież chciałem mu pomóc. Wiem, że rodzina to Twój czuły punkt, ale daj spokój czasami, okej? Poza tym, Niall da radę. Oh, może zostaw  Nelly u tej dziewczyny, którą przyprowadziłeś do Perrie?
     - Ech, raczej nie. Nie chcę ją w nic  mieszać. - Westchnął. - Poza tym w życiu by się nie zgodziła nienawidzi mnie. Co nie, Hazza? - Zaśmiał się znacząco w stronę przyjaciela.
     - Haha, Horan daj spokój. - Styles wybuchł śmiechem. - Jeszcze nas pokochają, zobaczysz. - Zadrwił, po czym wziął łyk coca coli.
     - Om, może mały zakład? - Malik zaczął zabawnie poruszać brwiami, co wywołało większy śmiech Harrego.
     - Nigdy nie założę się o dziewczynę, wybacz stary. - Oparł po chwili, gdy trochę uspokoił napad radości.
     - Ja również, poza tym, nie będę krzywdził bezbronnych dziewic. - Wyszczerzył się głupkowato blondyn. - Tak, dobrze słyszałeś Tommo. DZIEWIC.
     - Mój Boże, chłopki. - Prychnął Zayn. - Przeczuwam, że Harry miał ochotę ją przelecieć. Prawda?
     - Kto by nie chciał przelecieć dziewicy idioto.-  Zaśmiał się Liam.
     - Mo ma niezły tyłek i nogi. Lizzie też . - Powiedział rozmarzony Loczek.
     - Całe są niezłe, Hazz. - Wyszczerzył się wesoło Nialler. - Ale są takie strachliwe. W ogóle, boją się nas jak cholera.
     - Um, podniecające. - Wtrącił Louis, który kończył właśnie swoje piwo.
     - Przestań. - Burknął Styles. - Niall, będziemy się zbierać.  Odwiozę Cię do domu i skoczę  jeszcze w jedno miejsce.
     - Dobra. - Szepnął cicho Horan. - Idziemy chłopaki, do jutra! - Uśmiechnął się szeroko i przybił piątkę z trójką przyjaciół. Chwilę później stał przy drzwiach wyjściowych i czekał na Lokatego, który zakładał buty.
     - Siema! - Styles wrzasnął, po czym opuścili mieszkanie Mulata. Szybko zbiegli ze schodów, lecz robili to bardzo cicho, aby nie obudzić śpiących mieszkańców bloku. Nim się zorientowali, znaleźli się na parkingu przed budynkiem. Hazza wyszukał wzrokiem swój samochód i razem z blondynem podążyli ku niemu. Jakoż, że auto zaparkowane było niedaleko chodnika dla pieszych dwójka chłopaków mogła obserwować nielicznych, jednakże pojawiających się przechodniów. Brunet wyjął paczkę papierosów ze spodni i zapalił jednego, aby się odstresować.
     - Ej, patrz! - Szepnął konspiracyjnie Styles. - Co to za dziewczyna? Wygląda znajomo. - Popatrzył w stronę samotnie idącej, niewysokiej dziewczyny, której wzrok wbity był w ziemię.
     - Może bym ją rozpoznał, gdyby nie miała twarzy opatulonej szalikiem. - Zachichotał Horan. - Ciekawe czy nie boi się chodzić tędy sama.
     - Zapytamy jak będzie bliżej. - Harry posłał delikatny uśmiech przyjacielowi. Obaj obserwowali jak nieduża, dziewczęca sylwetka zbliża się ku nim.
     - Chwila...Kurwa, przecież to Lizzie. -Wysyczał blondyn, szturchając swojego przyjaciela, aby lepiej przyjrzał się osóbce idącej z naprzeciwka. Ich oczy natychmiastowo powiększyły swe rozmiary i oniemiali wpatrywali się w dziewczynę, która uporczywie wpychała dłonie w kieszenie płaszcza. Szła jakby otaczająca ją rzeczywistość w ogóle nie istniała
     - Jak to...- Nie dane mu było dokończyć, ponieważ wściekły Niall popchnął go do tyłu, a sam zaczął się zbliżać do dziewczyny.
     - Co Ty tutaj robisz?! - Krzyknął, lecz nie zauważył żadnej reakcji z jej strony. - Elizabeth! - Ponownie uniósł głos. Wpatrywał się w dziewczynę, która niepewnie unosiła głowę do góry. Był niemal pewien, że dziewczyna jeszcze nie wie kto przed nią stoi.
     - Co Ty tutaj robisz? - Zapytał po chwili, lecz odpowiedziała mu cisza. Ich oczy się spotkały, a wtedy Horan zobaczył coś co dotknęło go bardziej niż by chciał. Pustka. W oczach młodej Dawes jedyne co dało się zauważyć to kompletna pustka. Harry spod przymrużonych powiek przyglądał się przyjacielowi, który powoli zbliżył się do nastolatki. Lizzie wpatrywała się w jego rozzłoszczone oczy nie reagując. - Coś się stało? - Podszedł jeszcze bliżej, aby mieć lepszy widok, na jej twarz, która i tak była zasłonięta.
     - Nic mi nie jest.
     - Nie wydaje mi się.. - Pokręciła głową odganiając zbierające się w jej oczach łzy i podniosła wzrok na stojącego nieopodal  Stylesa.
     - Nic wielkiego się nie wydarzyło, odejdź. - Mruknęła żałośnie, próbując ominąć blondyna. - Odejdź. - Powtórzyła, ale chłopak nie drgnął.
     - Pytałem co się stało. Odpowiedz. I nie kłam. - Warknął łapiąc dziewczynę za dłonie.- Nie zrobię Ci krzywdy, obiecuję.
     - Kiedy...- Nie potrafiła opowiedzieć Niallowi o sytuacji, która miała miejsce w jej domu. -Nie umiem tego opowiedzieć. - Wyszeptała spuszczając wzrok. Z jej oczu zaczęły wypływać kolejne łzy; żałosne kropelki przepełnione bólem.
     - Jeżeli chcesz, abym Ci pomógł to muszę wiedzieć co się stało, rozumiesz?
     - Nie chcę niczyjej pomocy. - Prychnęła. - Odejdź, proszę.
     - Ktoś zrobił Ci coś złego? Coś Cię boli? Coś z rodziną? - Ignorował jej prośby i kontynuował przesłuchanie. Harry przyglądał się im z niewielkiej odległości. Nie chciał się wtrącać. - Zdejmij ten szalik, dobrze? - Spytał ostrożnie patrząc w wystraszone oczy nastolatki.
     - Nie. - Warknęła dosyć głośno, co zdziwiło Horana. Nigdy nie była agresywna. Coś musiało się stać, podpowiadała mu podświadomość.
     - Zdejmuj, albo ja to zrobię. -Wysyczał przez zaciśnięte zęby, stale utrzymując kontakt wzrokowy z Liz. Po chwili namysłu siedemnastolatka zaczęła ściągać z siebie ,,kamuflaż''. Niallowi ukazała się rozcięta warga na twarzy dziewczyny. Rana była średniej wielkości, lecz widać było, że intensywnie krwawiła. Stali nieopodal latarni, dlatego też widoczny był siniak znajdujący się na wysokości ust.
     - Kurwa. - Krzyknął. -Kto Ci to zrobił? Jakiś dupek ze szkoły? Mów! - Ścisnął jej palce, co wywołało grymas bólu na jej twarzy. Od razu poluźnił uścisk.
     - To.. facet mojej mamy. Nienawidzi mnie. Dowiedział się o wagarach. - Chłopcy stanęli jak wryci, a ich ciała natychmiastowo się napięły. Nie spodziewali się, że ta poukładana dziewczyna może przeżywać coś takiego. Horan otworzył usta z zamiarem zadania pytania, jednak ta go ubiegła oznajmiając, że nie chce o tym mówić. -Więc rozumiem, że nie zamierzasz wracać teraz do domu? - Zadał inne pytanie i widząc, że Dawes kręci przecząco głową, delikatnie przymrużył oczy.  -Pójdziesz teraz ze mną, dobrze? Pojedziemy do mojego domu, musisz odpocząć. Opatrzę Ci tą ranę, bo na pewno Cię boli, zgoda? - Zamknął jej ciało w swoich ramionach, przyciskając do swojego torsu.
     - Nie. Idź do diabła! - Starała się wyszarpać z uścisku Nialla. - Puszczaj mnie i po prostu daj święty spokój!
     - Diabeł to mój ojciec. Byłem na obiedzie w niedzielę. - Uśmiechnął się, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę. - A tak serio to bądź ciszej. Chodź, nic Ci nie zrobię. - Pociągnął dziewczynę w stronę samochodu Harrego. Styles otworzył drzwi w mgnieniu oka i po chwili Niall siłą wpakował dziewczynę do środka.
     - Będzie dobrze, zaraz będziemy na miejscu. - Odezwał się do niej, gdy obaj zajęli miejsca z przodu. Hazza umiejętnie prowadził samochód do londyńskich ulicach, łamiąc przy tym ograniczenia prędkości.
     - Nie prosiłam Cię o pomoc, naprawdę dałabym sobie radę. - Mówiła zapłakanym głosem, który stale łamał się przez natłok emocji.
     - Nie powinnaś chodzić sama o tej porze, to się mogło źle skończyć. - Zauważył Harry.- Zboczeńcy są wszędzie.
     - I tak skończyło się źle. Miałam nadzieję, że dotrę do Tamizy i skoczę z tego pieprzonego mostu, rozumiesz?
     - Chciałaś się zabić tylko przez to, że ten dupek Cię uderzył? Zwariowałaś? - Fuknął Styles, patrząc na Horana, który wpatrywał się szybę samochodu. Myślał nad tym jak zemścić się na mężczyźnie, który śmiał podnieść rękę na tą niewinną dziewczynę. Był wściekły.
     - Nie. Chodziło mi o to, że moja mama nie zareagowała. Powinna zareagować. - Szlochała, wtulając się w szalik. - Boję się. Boję się zostawać w domu, boję się iść ulicą, boją się siedzieć teraz tutaj i boję się was. Dziwię się sobie, że tak dużo mówię, ale to pewnie dlatego, że jestem wściekła. Do chuja! Nie chcę z wami nigdzie jechać, boję się Was!
     - Zamknij się! Nic Ci nie grozi. - Warknął poirytowany Horan, odrywając się od swoich myśli.  W przeciągu dziesięciu minut Harry zdążył podwieźć Nialla i Lizzie pod mieszkanie Horana. Wysadził ich centralnie przed wejściem do klatki, aby blondyn nie miał  problemów z nadpobudliwą i złą Ellie. Chłopak podziękował Stylesowi za pomoc i zniknął z dziewczyną w klatce schodowej. Harry natomiast postanowił pojechać w pewne miejsce, a mianowicie, do domu Mo, aby się z nią spotkać i pokazać jej, że nie wcale nie jest aż taki zły, jak opisywał go jej ojciec.
      Gdy chłopak spojrzał na zegarek, zauważył, że właśnie wybiła dwudziesta pierwsza.  Zastanawiał się przez chwilę jakim sposobem dostanie się do pokoju dziewczyny, lecz po przemyśleniu wszystkich ,,za'' i ,,przeciw'' zdecydował, że spróbuje dostać do środka przez jej okno. Sprytnie przeskoczył przez ogrodzenie od drugiej strony podwórka. Dobrze wiedział, gdzie znajduje się jej pokój więc nie miał z tym problemu. Ku jego szczęściu, dom miał tylko jedno piętro, dzięki czemu łatwiej było mu wspiąć się na balkon, który należał do sypialni Mo. Bezszelestnie, podstawił pod idealnie prostą i gładką ścianą domu, kilka pustaków leżących nieopodal. Umiejętnie postawił na nich stopy i chwycił barierkę balkonu, która była już w zasięgu jego rąk. Podciągnął się do góry, jak gdyby był na siłowni z kumplami. Następnie postawił nogę na czystych i ładnych płytkach, które pokrywały powierzchnię balkoniku. Ponownie użył mięśni kończyn górnych i przeskoczył przez balustradę. Stał teraz przed drzwiami balonowymi dziewczyny. Zdziwił się, gdy dostrzegł, że żaluzje nie są zasłonięte. Wejrzał przez okno, a jego oczom ukazała się drobna, dziewczęca sylwetka siedząca przy biurku, otulona kocem. Jej głowa nachylała się nad blatem mebla, więc Harry domyślił się, że nastolatka czyta książkę. Zachichotał cicho, widząc rozrzucone po całym, całkiem dużym łóżku, maskotki. Niedługo później, Styles zaczął delikatnie pukać w szybę. Siedemnastolatka podskoczyła z krzesła pod wpływem niezidentyfikowanych dźwięków, które mocno ją zdziwiły. Zdezorientowana odwróciła głowę w stronę okna, za którym dostrzegła znajomą sylwetkę, której w ogóle nie chciała widzieć. Przerażona przełknęła ślinę i przez kilka chwil wpatrywała się w diabelsko zielone oczy nieproszonego gościa. Nie mogła ruszać żadną częścią ciała, ponieważ była w sporym szoku. Po chwili dostrzegła, że Lokaty przykłada ekran telefonu do szyby, chcąc przekazać jej jakąś informację. Zbliżyła się o kilka kroków, aby móc odczytać wiadomość.
     -,,Otwórz te drzwi, kochanie.  Na zewnątrz nie jest zbyt ciepło. ZAMARZAM!'' - Przeczytała na głos, lecz wykonała to bardzo cichutko. Na jej usta wkradł się zmieszany uśmiech, którego nie mogła wyjaśnić. Wcale nie chciała uśmiechać się do tego człowieka, ponieważ to przez niego miała kłopoty i czuła się źle. Chciała na niego nakrzyczeć, jednak jego miły wyraz twarzy sprawiał, że złe emocje od niej odpływały.  Nastolatka spojrzała na niego i zmrużyła oczy, kręcąc głową na ,,nie''. Brunet popatrzył na dziewczynę oczami a'la kotek z Shreka i zapukał jeszcze raz. Dziewczyna nie reagowała, więc Styles wystukał na swoim smartfonie kolejną wiadomość.
     - ,,Zawsze mogę obudzić Twoich rodziców i powiedzieć im, że zaprosiłaś mnie na upojną noc w Twoim łóżku. Na pewno by się ucieszyli, mam rację?'' - W myślach słyszała jego głos, przez co zadrżała. Ponownie spojrzała na chłopaka, który uśmiechał się do niej cwaniacko.
     - Kurwa. - Wysyczała cicho, dziwiąc się, że przeklina. Natłok myśli w jej głowie sprawił jednak, że nie kontrolowała tego. Nie chciała wpuszczać chłopaka do swojego pokoju, ponieważ najzwyczajniej w świecie się bała. Harry nie należał do grzecznych chłopców, dlatego przecież mógł zrobić jej krzywdę. Nie ufała mu.
     -,,Pośpiesz się, kochanie.'' - Kolejna wiadomość, którą dziewczyna niechętnie przeczytała. Po sekundzie namysłu, jej dłoń powędrowała na uchwyt do otwierana okna. Ostrożnie uchyliła balkonowe drzwi. Od razu poczuła piękne perfumy Stylesa, wymieszane z wonią papierosową.
     - Dlaczego nie chciałaś mnie wpuścić? Jesteśmy przyjaciółmi, czyż nie? - Zachichotał, patrząc w oczy dziewczyny. Była wystraszona.
     - Nie sądzę.- Wyszeptała cicho. - Czego chcesz?
     - Porozmawiać, Mo. -  Powiedział spokojnie, bez krzty ironii w głosie. - Muszę Ci coś wyjaśnić, nie chcę abyś uważała mnie za jakiegoś potwora.
     - Przyszedłeś tutaj w nocy, aby przekonać mnie, że nie jesteś zły?- Prychnęła niezbyt uprzejmie.- Cóż, trochę Ci nie wychodzi.
     - Nie bądź niemiła.- Upomniał ją, spoglądając na podłogę. - Chcę żebyś wiedziała, że nie musisz się mnie aż tak bać. Nie zrobię Ci krzywdy.
     - Um.- Poprawiła włosy, jednym ruchem ręki, po czym wskazała na swoje łóżko. - Usiądź. - Styles obdarował ją szczerym uśmiechem i wykonał jej nakaz. - Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów i po prostu nie się ruszaj i nie wstawaj z łóżka. - Chciała brzmieć stanowczo, lecz chcąc lub nie, mówiła do niego błagalnym głosem.
     - Nie zrobię Ci krzywdy, przysięgam. - Wyszeptał. - Nigdy nie zrobiłbym krzywdy dziewczynie. - Uśmiechnął się delikatnie. - Musisz mi uwierzyć.
     - Nie muszę. - Wzruszyła ramionami. - Po prostu powiedz o co Ci chodzi.
     - Wiesz, chciałem Ci powiedzieć, że jestem wybuchowy. Często się denerwuję bez powodu i nie umiem się uspokoić. Robię rzeczy których nie chcę i zazwyczaj wygaduję głupoty przepełnione podtekstami seksualnymi, ale naprawdę nie jestem aż taki zły, jak mówi Twój ojciec. Mam swoje za uszami, nie jestem grzecznym chłopakiem, ale.. mam swoje granice. Horan też nie jest zły, bo gdyby taki był to pewnie teraz nie opiekowałby się Twoją przyjaciółką, którą pobił ojczym. - Mówił ściszonym głosem, a Monica przyglądała się jego oczom, które potwierdzały, że Harry mówi prawdę. Były takie zaszklone, przepełnione bólem i wyrzutami sumienia.
     - Jak to?! O czym Ty mówisz? - Warknęła nagle, przerywając monolog Stylesa.- Co się stało Lizzie, błagam..powiedz mi.
     - Jest bezpieczna, uwierz mi. - Kąciki jego ust uniosły się ku górze. - Chcę, abyś uwierzyła w moje słowa. - Westchnął pocierając swoje uda, rękoma.
     - Wierzę. - Powiedziała łamiącym się głosem, naciągając na siebie swój koc.- Ale to nic nie zmienia, Harry. Wciąż nie chcę, abyś tutaj był. Nie chcę Cię w swoim życiu. - Mówiła słabym głosem, siadając na łóżku obok bruneta.
     - Nawet nie wiesz ile to zmienia, Mo.- Wybełkotał zadowolonym głosem.- Widzę, że chce Ci się spać, prawda? - Spytał z troską w głosie.
     - Może. - Wymamrotała przytulając się do swojej poduszki. - Idź już.
     - Śpij, jak zaśniesz to pójdę.
     - Nie zasnę wiedząc, że Ty tutaj siedzisz. Możesz poderżnąć mi gardło, albo cokolwiek innego.- Stwierdziła. Harry posłał jej karcące i zawiedzione spojrzenie. - Żartowałam, wierzę, że nie zrobiłbyś tego. - Wydusiła z siebie, chowając się pod kołdrę. - Jak długo tutaj będziesz?
     - Nie wiem. - Wzruszył ramionami i sam również opadł na łóżko nastolatki, która wystraszyła się jego ruchu.
     - Opowiedz mi o tym co stało się z Lizzie, a później idź. - Wycharczała tuląc do siebie koc. - Ale musisz stąd iść, bo nie chcę abyś tutaj był. Nadal się boję.
     - Zamknij oczy, będę opowiadał.- Zignorował ostrzeżenia siedemnastolatki i z uśmiechem na twarzy okrył ją szczelniej kołdrą. - Razem z Niallerem wyszliśmy z mieszkania naszego przyjaciela.
     - Poczekaj. Musimy sobie coś wyjaśnić. -Powiedziała, trochę bardziej ożywionym głosem.- Nie bądź aż tak blisko mnie. Jezus, nie mogę... znieść myśli, że tutaj jesteś. Przecież ja...Ty...jesteś przerażający, ja naprawdę nie chcę, abyś tutaj był. Nie możesz tutaj zostać. Idź, błagam.
     - Mo, uspokój się. Dobrze wiesz, że jeśli będę miał na to ochotę to i tak zostanę. - Wyszeptał, patrząc w jej oczy. - Zapomnij o tym co było wcześniej. Wyobraź sobie, że ja to nie ja. Będę inny, dla Ciebie, zgoda?
     - Nie będziesz tym chamskim, przerażającym i strasznym chłopakiem, który może zrobić mi krzywdę? - Zapytała łamiącym się głosem, niczym małe dziecko.
     - Uspokój się, Monica. - Poprosił kojącym głosem. - Przepraszam, że taki jestem. Nie zmienię się, ale teraz o tym nie myśl, okej? Śpij, a ja opowiem Ci dalszą część.
     - Nie, proszę idź stąd.
     - Połóż się do cholery i nie wyprowadzaj mnie z równowagi. Staram się być spokojny, dlatego przymknij się i współpracuj, bo na pewno nie chcesz, abym się zdenerwował. -Warczał, mimo że nie do końca chciał, aby tak wyszło.
     - Do..dobrze. - Wydukała, łapczywie łapiąc oddech. Wiedziała, że wyprowadzenie go z równowagi to głupota, a ona tą głupotę popełniła. Biła się z myślami, dopóki nie usłyszała głębokiego i męskiego głosu, który wydobywał się z wnętrza jej niechcianego towarzysza.
     - Razem z Niallerem wyszliśmy z mieszkania naszego przyjaciela. Postanowiłem zapalić, więc zatrzymaliśmy się na parkingu. W pewnym momencie zauważyliśmy jakąś dziewczynę, która szła sama i to nocą. Zdziwiliśmy się, więc postanowiliśmy zaczekać, aż się zbliży. Chciałem jej zapytać czy się nie boi. Niall był w doskonałym humorze, dopóki nie zauważył, że to Lizzie... - Nie dane mu było dokończyć, gdyż zapadł w sen, tak samo jak Monica, która wpadła w sidła Morfeusza jeszcze wcześniej niż Lokaty.

      Dziewczynę obudziły promienie słoneczne, które przedzierały się przez niezasłonięte żaluzjami okna.  Nieświadoma niczego, odwróciła się na plecy i wyciągnęła rękę w poszukiwaniu swojego telefonu. W pewnym momencie namacała coś, czego nie mogła zidentyfikować mając zamknięte oczy. Błyskawicznie otworzyła powieki, a jej oczom ukazała się sylwetka chłopaka z brązowymi, kręconymi włosami, które opadały teraz swobodnie na jego twarz. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, że zasnęli razem w jednym łóżku. To nie tak miało być! Ona go nienawidzi, nie chce w swoim życiu, a on tak po prostu spędził noc w jej sypialni. Momentalnie naciągnęła na siebie kołdrę, powodując tym samym, że chłopak został odkryty. Postanowiła go obudzić, aby wyniósł się z jej domu, zanim ktoś dowiedziałby się o jego obecności.
     - Ej..- Zaczęła delikatnie potrząsać jego ramieniem. Chłopak wydawał z siebie ciche pomruki, mając lekko uchylone usta. - Obudź się, jest późno. Musisz iść. - Nie przestawała bujać brunetem na boki, co z pewnością go irytowało.
     - Daj mi spać, chcę spać! - Wycharczał wtulając się w poduszkę. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Harry podczas snu wydawał się być taki niewinny i całkiem nieszkodliwy. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli chłopak się rozbudzi to przestanie taki być i stanie się bezczelnym dupkiem, którego nienawidzi, ale musiała go czym prędzej wygonić z domu.
     - Proszę Cię, obudź się! Chyba nie chcesz, abyśmy mieli kłopoty. Powinieneś już pójść. - Mówiła cichym głosem, aby jej rodzicielka nie wtargnęła do jej pokoju chcąc sprawdzić co się dzieje.
     - Um, już wstaje. - Wymamrotał zaspanym, seksownym głosem, który wzbudził ciarki na ciele dziewczyny. - Która godzina, huh?
     - Chwila..- Wzięła do ręki leżącą na komodzie komórkę i odblokowała wyświetlacz. - O kurcze, jest już w pół do pierwszej. Jak mogliśmy tak długo spać? Jezu, przecież zaraz mój tata wróci z pracy. - Westchnęła żałośnie.
     - Chętnie poznam go osobiście. - Styles wyszczerzył się, ukazując swoje białe zęby. - A tak serio to ubierz się i wciśniemy mu kit, że przyszedłem rano po notatki.
     - Ych, dobry pomysł. - Kiwnęła głową i zsunęła się z łóżka zostawiając na nim swojego...prześladowcę? Sama nie wiedziała jak nazywać Harrego. Nie lubiła go, nie traktowała nawet jak swojego kolegę. Nie chciała go znać, a on i tak wpieprzał się w jej życie. To przez niego miała problemy.
      Monica wzięła ubrania z szafki i poszła do swojej łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica, ubrała niebieskie jeansy, które podkreślały jej zgrabne nogi oraz czarno-biały top z nadrukiem ,,Gold Bloom.'' Biorąc pod uwagę to, iż koszulka była na ramiączkach, dziewczyna nałożyła na siebie również szarą bluzę z komicznymi obrazkami na piersi.  W jej zestawie nie zabrakło rzecz jasna bielizny i  jej ukochanych wełnianych skarpetek w owocowe wzorki. Będąc w łazience, Mo przeczesała włosy i umyła zęby. Zrezygnowała z robienia jakiegokolwiek makijażu. Jej rzęsy były czarne niczym heban, także tusz był zbędny.  Po około kwadransie powróciła do towarzysza, który jak zauważyła drzemał sobie na jej łóżku. Jego widok ją rozczulił, lecz nie chciała tego okazywać. Wiedziała, że Styles nie jest chłopakiem, który powinien się z nią zadawać. Był niebezpieczny.
     - Wstawaj! - Fuknęła nagle. - Pójdę na dół sprawdzić czy moja mama jest, a Ty weź prysznic jeśli masz ochotę.
     - Ale jesteś wygadana dzisiaj. Już się mnie nie boisz? - Uśmiechnął się kpiąco. Och, wredny Harry powrócił - pomyślała młoda Madison.
     - Jesteśmy w moim domu, więc to ja dyktuje zasady. -Wysyczała, podążając do drzwi.
     - Chuj mnie obchodzi, gdzie jesteśmy. - Prychnął i chwycił nadgarstek dziewczyny. - Możesz być nawet prezydentem USA, ale w moim towarzystwie jedynym człowiekiem, który dyktuje zasady jestem ja. Zapamiętaj to sobie skarbie. - Puścił ją, a ona nie odpowiadając wybiegła z sypialni. Słyszał jedynie jej kroki, gdy zbiegała po schodach.
     - Kurwa.- Warknął, uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Spieprzyłeś stary. - Westchnął i ruszył do łazienki.
      Po dziesięciu minutach oboje spotkali się w pokoju Monici. Nastolatka wróciła z kuchni, w której znalazła wiadomość od swojej mamy. Napisała jej, że została wezwana do pracy z samego rana i wróci wieczorem. Mo spadł kamień z serca. Chciała wyprosić Harrego, lecz ten powiedział jej, że wyjdzie dopiero wtedy, gdy będzie miał na to ochotę. Dziewczyna była milcząca, a on cały czas obserwował jej ruchy, chcąc dowiedzieć się czy Mo nabrała do niego jeszcze większego dystansu. Sam nie wiedział po co mu to potrzebne, przecież od początku zakładał, że chce ją jedynie przelecieć, a teraz siedzi na przeciwko niej w jej sypialni i obserwuje ją jak gdyby była dziełem sztuki. Czuł się dziwnie, cholernie dziwnie.
     - Jesteś zła? - Zapytał po dłuższej chwili milczenia. - Mówiłem, że jestem wybuchowy..
     - Chcesz coś do jedzenia? Mam naleśniki, mama zrobiła. Odgrzeję. - Mówiła nieśmiałym głosem, unikając wzroku Stylesa.
     - Jak wolisz. - Westchnął i wstał. Monica wyszła z pokoju i zaprowadziła chłopaka na dół, gdzie znajdowała się kuchnia. Wskazała mu krzesło przy stole, mając nadzieję, że na nim usiądzie. Tak zrobił. Siedemnastolatka zajęła się podgrzewaniem posiłku, a on przeszywał ją swoim przenikliwym spojrzeniem. Przyglądał się jej wyczynom w kuchni, podśmiewając się pod nosem.
     - Lubisz dżem? - Spytała.
     - Zależy jaki.- Wzruszył ramionami. - Nasze relacje są popieprzone. -Dodał.
     - Um, mam truskawkowy. No chyba, że wolisz Nutellę. - Ignorowała jego uwagę na temat ich znajomości. -  Ja tam lubię Nutellę, ale tyłek po niej rośnie. - Mówiła, nie patrząc na Harrego. -Z resztą, kto nie lubi?
     - Jesteś inna niż wszystkie dziewczyny, które znam. - Stwierdził przyglądając się jej z uśmiechem na twarzy. - I nie dziwię Ci się, że nie chcesz mnie znać. Jesteśmy totalnie inni. Ja jestem rozrywkowy, a Ty zanudzasz monologiem na temat Nutelli. - Prychnął, przez co nastolatka poczuła się zażenowana.  Po chwili, usłyszała jak samochód parkuje na podjeździe.
     - Cholera! Ojciec wrócił z pracy. - Zaczęła panikować. Dlaczego, go nie wygoniła z domu wcześniej?! No tak...może dlatego, że i tak by nie wyszedł.
     - Spokojnie, przyszedłem po notatki, pamiętasz? - Uśmiechnął się pocieszająco, a ona kiwnęła głową. Spojrzała w stronę drzwi wejściowych, gdzie po chwili pojawił się czerstwy, wysoki mężczyzna po czterdziestce. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji; był przemęczony.
     - Jestem. - Mruknął.
     - Cześć tato. - Uśmiechnęła się nieśmiało, czekając na reakcję ojca, gdy dostrzeże nieznajomego chłopaka.
     - Dzień dobry, panu. - Harry wstał z krzesła i wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny. - Jestem Harry Styles.
     - Dzień dobry. - Odwzajemnił gest lecz po chwili jego twarz wykrzywił dziwny grymas i jego uścisk zacieśnił się. Mo widząc co się dzieje, skarciła się w myślach, że dopuściła do takiej sytuacji.
     - Tato spokojnie.. tt to nie ten Styles, o którym myślisz. - Wydukała niespokojnie, a wtedy mężczyzna puścił dłoń bruneta - Chodzimy razem na francuski i przyniósł mi notatki, bo jak wiesz nie byłam..
     - Tak, właśnie dlatego masz szlaban. - Przerwał jej, nadal dokładnie przyglądając się chłopakowi. - Więc to nazwisko to zbieg okoliczności?
     - Nie za bardzo wiem o co chodzi, ale tak.. raczej tak. - Skłamał chłopak udając głupiego. Siedemnastolatka przyglądała się zaistniałej sytuacji z założonymi rękoma i modliła się by jej ojciec w to uwierzył. Na szczęście po krótkiej chwili z powrotem skierował wzrok na córkę, a następnie na talerz pełen naleśników stojących na kuchennym blacie.
     - W porządku, nie siedź długo, ma szlaban. - Przypomniał Stylesowi i odchodząc, zmęczonym głosem życzył im smacznego. Monica cicho westchnęła i odwróciła się w stronę kuchenki skubiąc jednego naleśnika.
     - Widać, ze to glina. - Usłyszała uwagę rozbawionego chłopaka, jednak nie zareagowała, nadal tępo wpatrywała się w stojący przed nią talerz. - Więc masz szlaban?
      Nadal milczała.
     - Dlaczego mnie broniłaś? - Jego głos spoważniał i czuła, że podszedł bliżej niej. Minęła chwila, a pomieszczenie wypełniała cisza. Zaczynał się denerwować. - Zamierzasz mi odpowiedzieć?
     - Bo nie chcę mieć problemów. - Odparła sucho odwracając się do niego twarzą. Uniósł delikatnie brwi w zdziwieniu. Przecież chyba nie spodziewał się innej odpowiedzi? - Powinieneś już iść.
     - Taa. - Westchnął lekko rozdrażniony ale i zawiedziony. Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Nastolatka stanęła za nim gdy znalazł się obok drzwi i czekała aż wyjedzie, gotowa zamknąć je na klucz. Wtedy jednak chłopak skierował wzrok na nią i otworzył usta by coś powiedzieć ale zamiast tego zamknął je ponownie i wychodząc rzucił szybkie - cześć.
      Gdy zniknął za drewnianą powłoką poczuła dziwne uczucie napływającej pustki. Niesamowite jak ten chłopak działał na jej humor. Praktycznie wyrzuciła go z domu, a on co gorsza posłuchał. Było jej z tym źle, tylko przecież nie mogła ryzykować dla kogoś takiego jak on. Jedyne co o nim wiedziała to to, że był niebezpieczny ale i pociągający.
     - Odbija ci Madison. - Pomasowała skronie i zabierając z kuchni talerz z wcześniej odgrzanymi naleśnikami, wspięła się po schodach do swojego pokoju. Odstawiła posiłek na biurko i sięgnęła po telefon orientując się, że przez całe to zamieszanie z Harrym zapomniała o Lizzie. Musiała do niej zadzwonić, dowiedzieć się co z nią, co tak naprawdę się stało i porozmawiać o Stylesie. Chłopaku, dla którego prawdopodobnie była tylko kolejną dziewczyną na liście do zaliczenia.


Od autorek:Witamy :) Tym razem rozdział nietypowo, bo w tygodniu ale nie zdążyłyśmy w weekend.  Mamy nadzieję, że jako tako Wam się podoba :D Czekamy na szczere opinie i do następnego.

+Jak niektórzy pewnie zauważyli mamy nowy wygląd bloga :D
MrsLukrecja: mam dla Was newsa ( o którym nie wie nawet Pam Lam :D )a mianowicie, niedługo zamierzam utworzyć własnego bloga i zacząć publikować swoje opowiadanie, jeśli ktoś będzie chętny link pojawi się gdzieś na tym blogu :D

Pozdrawiamy .xx

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5

      "Wszys­cy by­li w szo­ku, że pot­ra­fiłam się pos­ta­wić tej oso­bie... a ja po pros­tu nie wie­działam, z kim mam do czynienia."

      Po nieszczęsnym spotkaniu z dyrektorem przyjaciółki postanowiły, że dokończą  ten dzień w miarę normalnie i powrócą na zajęcia. Tamtego dnia nie widziały już Stylesa i Horana, którzy opuścili szkolny budynek zaraz po spotkaniu z dyrektorem i nie raczyli się nawet wytłumaczyć dziewczynom. Nie liczyły na to, jednak w rzeczywistości bardzo chciały wiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Przerażało, ale i fascynowało je to, że dwóch bad boyów w jakiś sposób się nimi interesuje. Starały się nie myśleć o tym co zrobiły, a wracając do domu liczyły, że ich rodzice naprawdę niczego się nie dowiedzą. 

      Nastał kolejny dzień. W Londynie pogoda nie rozpieszczała. Nad miastem zbierały się deszczowe chmury, a temperatura powietrza nie była zadowalająca. Mimo to, ulice były zakorkowane, a chodniki wypełnione pieszymi, którzy jak co dzień, spieszyli się do pracy lub szkoły. 
      Madison oraz Dawes również kroczyły brukową alejką. Obie miały w głowach wydarzenia wczorajszego dnia, lecz żadna z nich nie odważyła się o nich wspominać. Zachowywały się tak, jak gdyby nic nie miało miejsca. Uznały to za odpowiednie, gdyż w takim układzie nie odczuwały dyskomfortu. 
      Kiedy zbliżyły się do budynku szkoły, Lizzie poczuła ogromną chęć wspomnienia o dwóch chłopakach, którzy namieszali w ich nudnych życiach.
    - Myślisz, że będą w szkole?  - Spytała, niemalże szepcząc.
    - Kto? - Na twarzy Mo pojawił się słaby uśmiech, który wyraźnie zdradzał jej lekkie zdenerwowanie.
    - Nie udawaj głupiej, dobrze wiesz o kogo mi chodzi. - Mruknęła starsza z dziewczyn.
    -  Ach, Styles i Horan. - Udała zamyśloną. - Nie obchodzą mnie.
    - Mam nadzieję, że dzisiaj dadzą nam spokój. - Westchnęła Dawes przy czym naciągnęła rękawy bluzy na swoje nadgarstki.  - Boję się ich.
    - Wiem, ale nie okazu...-Monica zmuszona była przerwać swoją wypowiedź, gdyż jakieś sylwetki zaszły im drogę. Siedemnastolatka niepewnie podniosła wzrok i natknęła się na intensywny, przenikliwy wzrok zielonookiego - Harry. Jego twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji. Był poważny i beznamiętny. Rzec można było, iż wydawał się obojętny. Mo głośno przełknęła ślinę, co wywołało chichot u chłopaka. Szybko go stłumił i ponownie przybrał poważny wyraz twarzy.
    - Cześć. - Usłyszała jego głęboki, lecz wciąż niewystarczająco namiętny głos.
    - He..hej. - Monica kurczowo trzymała się bluzy Lizzie.
    - Witaj Harr..-Głos Liz załamał się, kiedy poczuła na sobie czyjeś dłonie. Odwróciła głowę, a jej oczom ukazał się blondyn. Jego usta wygięte były w łobuzerskim uśmiechu, co czyniło go bardziej seksownym.
    - Hej Lizzie. - Wymruczał prosto do ucha dziewczyny. Siedemnastolatka zadrżała pod wpływem jego ciepłego dotyku. Niall zaśmiał się patrząc na Harrego, który również zadrwił z reakcji nieśmiałej Elizabeth.
    - Czy ktoś Cię kiedykolwiek dotykał? - Zapytał wciąż chichocząc. Twarz Lizzie przybrała czerwonego koloru, dlatego też schyliła głowę chcąc zakryć znaczne zawstydzenie. - Zadałem pytanie. - Mruknął Niall, lekko szczypiąc skórę brunetki.
    - Ale...chłopak? - Osiemnastolatek przytaknął. - Nie. - Horan ponownie zachichotał i wpędził Liz w jeszcze większe zażenowanie.
    - Nie martw się, nadrobimy. - Mrugnął go niej, a Elizabeth ponownie zadrżała. - Dziewczyno, czuję się jak odkrywca. Dziewicze lasy i jakieś inne pierdoły. Rozumiesz wątek? - Wszyscy usłyszeli gardłowy śmiech Harrego, który obejmował Monicę ręką. Jego dłoń była tak duża, że zajmowała większą część biodra drobnej dziewczyny.
    - Nie bądź pierdolonym poetą Nialler! - Wciąż się śmiał, wzbudzając zainteresowanie przechodniów.
    - Dobra, nieważne. - Splunął blondyn. - Co robimy?
    - Lecimy do Perrie? Chłopaki tam są.
    - Możemy jechać. - Kiwnął obojętnie głową. - Zatem chodźmy. - Chwycił dłoń Elizabeth i niezbyt delikatnie szarpnął w swoją stronę.
    - Co Ty wyprawiasz? - Warknęła wyrywając się.
    - Nic, idziemy do samochodu.- Wzruszył ramionami.
    - Nigdzie nie idę, mam szkołę. Mo też. - Spojrzała na przyjaciółkę, która zawzięcie obserwowała swoje buty. - Poza tym, zaraz się spóźnimy.
    - Och, zamknij się. - Wysyczał poirytowany Horan. - To my decydujemy, co i kiedy będziemy robić, więc się nie produkuj tylko po prostu rusz tą nietykaną dupę i chodź za mną.- Dziewczyna spuściła głowę i posłusznie dreptała za blondynem.
    - A Ty Mo? Czemu nic nie mówisz? - Harry wyszeptał siedemnastolatce do ucha. - Onieśmielam Cię?
    - Będę miała przez Was kłopoty. - Warknęła. - Matka mnie uziemi, gdy spostrzeże że byłam na wagarach.
    - Nie przesadzaj, słonko. - Zaśmiał się cicho. - Jak dyro coś powie Waszym rodzicom to będzie miał do czynienia z Panem Stylesem.
    - I Horanem! - Zawołał z uśmiechem na twarzy.
    - Taa..- Mruknął Hazza. - Wsiadaj. - Otworzył tylne drzwi sportowego BMW, którego dziewczyny wcześniej nie widziały.
    - Ale naprawdę...
    - Kurwa! Monica, właź do tego jebanego samochodu, bo nie ręczę za siebie, okey? Nie mam zamiaru robić Ci krzywdy, ale jeszcze jedno słowo i nie będę się kontrolował! - Wykrzyczał. - Jeżeli mówię, żebyś wsiadła to masz to zrobić! - Swoje słowa przypieczętował silnym uderzeniem w pojazd, tak jakby chciał się na nim wyżyć. Elizabeth przyglądała się zdarzeniu z wytrzeszczonymi oczyma.
    - Z reguły to ja jestem spokojniejszy. - Szepnął Niall. - Wsiadajmy, póki nie wkurzył się na nas. - Mrugnął do Lizzie i poczekał, aż zajmie miejsce obok przyjaciółki. Chwilę później siedział na miejscu pasażera.
Dawes posłała przerażone spojrzenie Mo i szepnęła do niej tak by tylko ona to słyszała.
    - Nie podoba mi się to.- Nastolatka przytaknęła smutno przyjaciółce i ściskając jej dłoń odwróciła głowę w stronę szyby. Jechali zupełnie nieznanymi jej ulicami i nie miała pojęcia gdzie się znajdują, ani gdzie zmierzają. Obie słyszały jak dwójka chłopaków mówiła o niejakiej Perrie, ale nic im to imię nie mówiło. Z ust młodszej z dziewczyn wyrwało się ciche westchnięcie gdy wpatrując się w krajobraz uświadomiła sobie jak wiele zmieniło się w życiu siedemnastolatek od dnia, w którym dwójka chłopaków obecnych w aucie pojawiła się w szkole.Ostatnio jedyne co robiły to łamanie prawa. Na ich oczach o mało nie został skatowany człowiek, później papierosy, a teraz wagary. Nie chciały tego, a jednak nie potrafiły się sprzeciwić, brakowało im odwagi.. a może nawet przez myśl im nie przeszło, żeby to zakończyć. W Stylesie i Horanie było coś fascynującego, mrocznego ale i niezwykłego. Teoretycznie były w jakiś sposób dręczone, ale gdy tylko im coś zagrażało oni pojawiali się i jak gdyby nigdy nic stawali w obronie nastolatek. Bronili je, a zarazem wpędzali w nowe kłopoty.
      Niespodziewanie panującą w aucie ciszę przerwał niosący się po jego wnętrzu niepewny głos Lizzie.
    - Właściwie... to dlaczego to robicie? - Pytanie to zaskoczyło wszystkich, nawet Monicę. Nikt jednak nie raczył odpowiedzieć, a jedyne co dało się słyszeć to cichy chichot Horana.
    - Zadała pytanie. - Zwróciła ich uwagę Mo.
    - Och doprawdy? - Tym razem Horan nie dusił śmiechu i pozwolił by jego dziwaczne poczucie humoru wzięło nad nim górę.
    - Co takiego robimy? - Zainteresował się Styles i swym niskim głosem zwrócił na siebie uwagę Madison, która zauważyła jego wzrok w lusterku. Szybko odwróciła głowę i dała znać przyjaciółce by ta kontynuowała.
    - No dokuczacie, wpędzacie w kłopoty, ratujecie, a teraz znów będziemy miały przez was problemy. - Gdy skończyła wymieniać głęboko odetchnęła, ponieważ całe zdanie wypowiedziała na jednym wdechu.
    - Kilka dni temu, byłem pewien, że nie umiesz mówić. - Styles się zaśmiał, po czym spojrzał na rozbawionego Niallera. - Och, no dobrze słońce, odpowiem na Twoje pytanie. - Uśmiechnął się szeroko, pokazując przy okazji swoje śnieżnobiałe zęby.
    - Słucham, jestem ciekawa. - Westchnęła cicho. - Na pewno nie gadacie z nami dla sławy, bo przez zadawanie się z żałosnymi ofermami z pierwszej klasy niszczycie sobie reputacje. - Zauważyła Elizabeth, a na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Jakby smutku.
    - Powiem Wam w tajemnicy...- Szepnął teatralnie Styles. - Ja i Niall...lubimy dziewice.
    - Co..oo..o? - Zawyła zażenowana Madison. - Udam, że tego nie słyszałam. Boże, nie wierzę.
    - Nie wierzysz w co, kochanie? - Harry posłał jej jeden ze swoich uśmiechów.
    - W Was. - Mruknęła, po czym znowu złapała dłoń przyjaciółki.
    - Mam do Was jedno, małe pytanie. - Odezwał się Horan, którego głos był już spokojny i taki jaki był przed napadem śmiechu.
    - Hm?
    - Wy na pewno nie jesteście lesbijkami? - Odwrócił się do dziewczyn, co sprawiło, że bardziej się spięły. Wszystko przez to przenikliwe spojrzenie. -No wiecie, cały czas trzymacie się za ręce, macacie się, - Uciął - nie...lesbijki są bardziej pewne siebie. - Sam odpowiedział sobie na pytanie, lecz nie powrócił do poprzedniej pozycji.
    - Mogłabym zadać to samo pytanie Wam. - Warknęła Madison, ale szybko ugryzła się w język.
    - Czy Ty coś zasugerowałaś? - Wysyczał Harry, po czym odnalazł jej wzrok  w lusterku. - Jeszcze jedna taka uwaga, a Cię przelecę. Zobaczysz jak bardzo niepedałowaty jestem.
    - Ych..- Westchnęła zniesmaczona i spojrzała na dezorientowaną Elizabeth. -Przepra..szam? - W samochodzie zapanowała cisza. Słychać było jedynie niespokojne oddechy dziewczyn, a w szczególności Lizzie, która zaczęła się bardzo denerwować.
    - Tak właściwie... to dokąd nas wieziecie?
    - Och, skończ już z tymi pytaniami.- Odparł Niall słysząc drżący głos przestraszonej Dawes.
    - Bo co?! Pobijecie nas, tak jak Josha? - Monica nie wytrzymała obecnej sytuacji i tego jak były traktowane. - O mało go nie zabiłeś! - Zwróciła się do bruneta.
    - Mo odpuść.- Szepnęła  Liz. - Mimo to Madison nadal oczekiwała odpowiedzi, a Harry ku jej zaskoczeniu odpowiedział. Nie w sposób jaki by ją zadowolił ale jednak..
    - Po pierwsze kobiet nie bijemy. Po drugie, on raczej by się nie zawahał. Miałem mu na to pozwolić? - Warknął poirytowany chłopak ściskając mocniej kierownicę.Nastolatka widząc jego reakcję wolała nie kontynuować tematu. Miał rację. Uderzyłby ją.., a  Styles ją uratował, pytanie jest jedno - dlaczego? Teoretycznie znała odpowiedź, ale w głębi duszy liczyła iż był to tylko ich mało śmieszny dowcip, wolała się jednak nie przekonywać. Po kilku kolejnych minutach jazdy auto się zatrzymało i dwóch chłopaków szybko je opuściło. Po chwili siedemnastolatki usłyszały otwierające się drzwi pojazdu. Nie miały zamiaru go opuszczać, ponieważ uważały, że siedzenie w nim jest bezpieczniejsze niż pójście gdzieś z chłopakami, którzy je przerażają samą swoją obecnością, a co dopiero czynami.
    - No wyłaźcie! - Krzyknął zniecierpliwiony Niall, lecz dziewczyny nie posłuchały jego nakazu.
    - Mo! Albo wyjdziesz z tego samochodu, albo sam Cię z niego wyciągnę. - Ostrzegł Styles,  a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Będę mógł Cię macać. - Dziewczyna przełknęła głośno ślinę,  a Harry jedynie się zaśmiał.
    - Dobra, Lizzie wychodzimy.- Rzuciła przyjaciółce przelotne spojrzenie, a po chwili były już poza samochodem. Nie zdążyły nawet zlokalizować gdzie są, ponieważ chłopaki szybko złapali je za ręce i pociągnęli za sobą do jakiegoś bloku. 
    - Możesz iść wolniej? - Spytała Lizzie.- Poza tym to boli.- Wskazała na zaciśniętą na jej nadgarstku dłoń Horana. - Mógłbyś być delikatniejszy.
    - Nie marudź. - Przewrócił oczami. - Zaraz będziemy na miejscu, mała.
    - Nigdzie nie pójdę dopóki nie puścisz mojej ręki! Będę miała siniaki. Naprawdę jesteś silny, więc poluzuj ten uścisk.
    - Boże.- Westchnął bezradnie blondyn, po czym chwycił dziewczynę za dłoń i splótł ich palce razem. Zapewne to było wygodniejsze dla Lizzie, ale nie czuła się z tym dobrze.  - Teraz lepiej księżniczko? - Prychnął, po czym znowu zaczął iść w stronę klatki schodowej. Natomiast Harry pozwolił Monice iść przed nim, więc dziewczyna chętnie go wyprzedziła wiedząc, że tylko w taki sposób pozbędzie się jego dotyku.
    - Ok, stój. - Zatrzymał ją.- To tutaj.- Nacisnął na klamkę, a drzwi po chwili się otworzyły. Brunet wszedł do środka wskazując gestem dłoni by Mo zrobiła to samo. Dziewczyna niepewnie przekroczyła próg, a zaraz za nią weszli Niall i Lizzie.
    - To wasze mieszkanie? - Liz spojrzała pytająco na Niallera, jednak odpowiedział jej Harry.
    - Nie, my preferujemy trochę większe luksusy. - Zaśmiał się i pochylił nad wyglądającą na zagubioną Liz. - To takie miejsce spotkań ze znajomymi. - Dokończył i dając Monice jasny znak, że ma iść za nim ruszył przed siebie. Niall pociągnął Lizzie w stronę swoich znajomych, którzy siedzieli na kanapie w salonie i popijali piwo. Dziewczyna przez chwilę się opierała, lecz gdy Horan posłał jej groźne spojrzenie, posłusznie podążyła za nim.
     - Siema chłopaki! - Niall uśmiechnął się szeroko w stronę dwóch chłopaków, którzy wyglądali na jego rówieśników.  - Poznajcie moją koleżankę, Lizzie. - Posłał dziewczynie łobuzerski uśmiech.
     - Nialler bracie! - Mulat przybił piątkę z Horanem. - Witaj, mała. - Odezwał się do dziewczyny, która nie czuła się zbyt komfortowo. - Mam na imię Zayn, a to jest Liam. - Wskazał na chłopaka, który siedział obok niego.
     - Malik pało, umiem powiedzieć jak się nazywam. -Obaj się zaśmiali, a Niall im wturował. -Poza tym, miło Cię poznać, młoda.
     - Hmm, mi Was też.- Wydukała.
     - Ojej, coś Ty taka wystraszona? - Zadrwił Zayn. - Chyba nasz słodki Nialler nic Ci nie zrobił, słonko?
     - Nie.- Wyszeptała. Była bardzo niepewna względem Nialla oraz jego przyjaciół. Nie wiedziała jak ma się do nich odzywać, żeby ich nie urazić czy też zdenerwować.
     - Lizzie, wyluzuj się. - Odezwał się brunet, który siedział obok Zayna. - Niall, może poczęstować ją naszym towarem? - Wyszczerzył się do przyjaciela.
     - Zwariowałeś? - Warknął Horan. -Nie! Nie pozawalam jej niczym częstować oprócz piwa. - Podał jej puszkę z napojem chmielowym. - Liz, nie bierz nic od tych idiotów. - Popatrzył na nią przenikliwym wzrokiem.
     - Ok, ale ja tego nie chcę. -Spojrzała na piwo, które wręczył jej blondyn.
     - Nie przesadzaj. - Uśmiechnął się miło, po czym usiadł na kanapie i pociągnął na nią również swoją towarzyszkę, która nie miała ochoty obok niego siedzieć, lecz wolała jego towarzystwo niż całkiem obcych facetów.
     - Ych, no spróbuję.- Nagle poczuła ramię Nialla na swoich ramionach. - Po co tu przyszliśmy? W ogóle gdzie Mo? Pójdę jej poszukać.
     - Siedź! -Przytrzymał ją na miejscu. -Lepiej  nie przeszkadzać Hazzie. -Zaśmiał się, a w głowie dziewczyny zebrało się milion ciemnych scenariuszy, w których główną rolę odgrywała jej przyjaciółka.
     - Ale... - Zaczęła się jąkać. - Ale...jak coś jej się...no wiesz... stanie...
     - Uspokój się, póki jest z Harrym to jest bezpieczna. - Uśmiechnął się pocieszająco. - A teraz chodź do Perrie, jest w porządku.
      W tym samym czasie natomiast młoda Madison nie chcąc się więcej sprzeciwiać podążała posłusznie za Stylesem i po chwili znajdowali się  w niewielkim pomieszczeniu, jakim była kuchnia. Dziewczyna zatrzymała się w progu, a brunet natychmiastowo przywitał się z krzątającą się pomiędzy szafkami blondynką.
     - Harry! - Krzyknęła wesoło obejmując go. Mo zmrużyła oczy nie dowierzając, że jego widok może sprawić komuś aż tak dużo radości. Westchnęła i rozejrzała się wokół siebie by nie denerwować ich swoim wzrokiem.
     - Umm, Perrie to jest Monica. - Przedstawił swojej przyjaciółce stojącą nieruchomo nastolatkę. 
     - Miło Cię poznać! - Dziewczyna wyminęła Stylesa i podeszła do jego znajomej. Objęła ją równie mocno co chłopaka wprawiając tym Monicę w niemałe zakłopotanie i posłała jej szczery uśmiech.
     - Mów mi Mo. - Odparła odwzajemniając uśmiech i poczuła, że ma do czynienia z naprawdę miłą i optymistyczną osobą. Zastanawiało ją tylko jedno, co taka osoba może mieć wspólnego ze Stylesem?
      Po niedługiej chwili Monica dostrzegła, że do kuchni weszła jej przyjaciółka w towarzystwie Nialla. Ucieszyła się na jej widok, więc od razu posłała jej serdeczny uśmiech.
     - Witaj Perrie! - Zawołał radośnie Horan, po czym objął uśmiechniętą dziewczynę.
     - Witaj Nialler! - Uśmiechnęła się szeroko, a chwilę później jej wzrok zawisł na dziewczynie, która stała obok blondyna. - A to kto? - Nie przestawała się uśmiechać.
     - To przyjaciółka Mo, a moja koleżanka, Lizzie. -Powiedział Horan.
     - Oo miło mi Cię poznać, kochana! - Objęła ją przyjacielsko.
     - Mi Ciebie również. -Liz odwzajemniła jej uśmiech.
     - Och, wyglądasz seksi w bluzie naszego Horanka. - Blondynka zaczęła poruszać zabawnie brwiami. - Ale chodź, dam Ci jakąś damską, bo Twoi rodzice mogą się czepiać. -Zachichotała, a Niall posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
     - Pezz, Ty masz ADHD? - Zaśmiał się Horan. - Ale dziękuje za pomoc.
     - Ja też dziękuje, naprawdę nie musisz...ja..-Urwała, ponieważ w jej wypowiedź wtrąciła się przyjaciółka Stylesa i Horana.
     - Przestań marudzić.- Westchnęła rozbawiona. - Chodźmy! Och Mo, Ciebie też zapraszam.
     - Ona zostanie. - Warknął Harry więc dziewczyna ciężko wzdychając wróciła na swoje miejsce uprzednio dając przyjaciółce znać, że wszystko jest w porządku. Gdy Mo została sama z dwoma chłopakami poczuła narastające zdenerwowanie. Zaczęła nerwowo skubać palce i gdy zauważyła, że Styles jej się przygląda, nieśmiało podniosła wzrok. Gdy jej oczy spotkały się z jego zimnym, przenikliwym spojrzeniem ponownie przypomniała sobie o tym co wydarzyło się w szkole. On o mało nie skatował Josha.
     - Josh.. pobiłeś go.. - Zrobiła przerwę bojąc się reakcji chłopaka. - Mogłeś go...
     - Zabić? - Wtrącił jej się w zdanie śmiejąc się.
     - Bawi Cię to?
     - Nie ma w tym nic takiego. - Styles nadal się uśmiechając wziął łyk piwa, które dostał od Nialla i po chwili zastanowienia, marszcząc brwi wrócił wzrokiem na dziewczynę.  - Serio? Nie wiesz przed kim właśnie stoisz?
      Mo nie rozumiejąc do końca o co może chodzić brunetowi niepewnie pokręciła głową i zauważając, że w pomieszczeniu pojawiła się Lizzie przywołała ją bliżej siebie. Ta spojrzała na nią zdezorientowana i ścisnęła jej dłoń.
     - Nie słyszałaś nigdy o Stylesie, Mo? Królu bójek? - Horan zwrócił się bezpośrednio do niej wprawiając ją w zakłopotanie.
     - Znam twojego ojca. Nie osobiście ale wiem, że mnie bardzo nie lubi. Ma po mnie pełno papierkowej roboty, prawda? - Styles podszedł do nastolatki i uśmiechając się szyderczo kontynuował. - Jest wzorowym pracownikiem? Nigdy nie narzekał na mnie w domu?
     - O cholera. - Mo szeroko otwarła oczy nie  dowierzając, że stoi przed tym Stylesem, o którym tyle słyszała od  swojego taty, będącego policjantem. Przymknęła oczy by móc sobie to  wszystko uporządkować. Stała przed facetem, który niejednokrotnie  zadzierał z prawem i jakimś cudem jego ojciec wyciągał go z każdej  sprawy, w którą się wplątał. Dotarło do niej, że poznała osobę, o której  opowieści przyprawiały ją o ciarki.
     - Spokojnie kotku, to co mówił Twój tata jest strasznie ubarwione. Nie jestem taki zły. - Uśmiechnął się łobuzersko i objął  dziewczynę w talii, a  ona szybko go od siebie odepchnęła. Nagle zaczęła  się bać, bać jeszcze bardziej niż wcześniej. W jej oczach widać było  spore przerażenie. Monica, chcąc być jak najdalej od Stylesa wycofała  się, przez co zajęła miejsca za Perrie oraz Lizzie. Mocno chwyciła dłoń  przyjaciółki i schowała twarz w jej ramieniu, mimo iż Dawes była odwrócona do niej tyłem.
     - Moglibyście nas po prostu odwieźć do szkoły lub gdzieś do centrum ? -Odezwała się  cicho Lizzie, widząc w jakim stanie jest Mo. - My  naprawdę...jesteśmy..-Głos się jej łamał. - Po prostu, nie jesteśmy  przyzwyczajone do czegoś takiego. To zupełnie inny świat. Może my  pójdziemy...-Zwróciła się w stronę drzwi.
     - Okej, chodźcie. Odwieziemy Was. - Powiedział Niall, a Harry mu przytaknął widząc, że to duży szok dla dziewczyn.
     - Tak po prostu? Bez haczyków lub innych ustrójstw? - Liz usiosła brew do góry, co spowodowało chichot Nialla. Ona nie widziała w tym nic zabawnego, po prostu chciała się upewnić, że nie będzie żadnych niespodzianek, podczas jazdy.
     - Tak po prostu. -Mruknął podirytowany Styles. - Jesteście tak bardzo inne od ludzi, których znam, że zaczynam się czuć co najmniej dziwnie w waszym towarzystwie. -Zaszydził, po czym spojrzał na rozbawionego Niallera.
     - Pezz, powiedz chłopakom, że już spobie poszliśmy. - Blondyn poprosił i zbliżył się do Perrie, aby przytulić ją na pożegnanie. - Do zobaczenia. Tylko pamiętaj, żeby nikogo obcego nie wpuszczać do tego mieszkania. Jeżeli się dowiem, że ktoś tu był...- Jego oczy pociemniały, a szczęka zaczęła się zaciskać.
     - Nie nakręcaj się Horan. Perrie nie jest głupia i wie jakie są konsekwencje głupich czynów. Nie strasz jej już, bo biedna się trzęsie. No już, mała, spokojnie. - Tym razem w uścisku zamknął dziewczynę  Harry. - Idziemy, a Ty pamiętaj o wszystkim o czym mówiliśmy. Cześć. - Blondynka nie obdarowała ich nawet najmniejszym uśmiechem. Stała oszołomiona. Lizzie i Mo były zdziwione nagłą zmianą nastroju dziewczyny. Myślały, że ich relacje są zupełnie inne, a tymczasem okazało się, że również ona jest w jakiś sposób zastraszana przez Stylesa i Horana. Monica westchnęła ciężko i wyszła z mieszkania machając lekko do stojącej niczym kołek Perrie. Elizabeth powtórzyła jej gest, a chwilę później cała czwórka była poza budynkiem.
     - Podwieziemy Was na ulicę Mo. Pasuje? -  Zapytał Hazza. - Wsiadajcie. - Otworzył drzwi i niemal wepchnął Madison do środka. Lizzie nie chcąc ryzykować, posłusznie wsiadła z drugiej strony. Niall wciąż ją obserwował, przez co nie czuła się komfortowo.
      Obaj w milczeniu zajęli miejsca w aucie i po chwili Harry ruszył. Nikt nie śmiał się nawet odezwać, a w szczególności Madison, która siedziała skulona, wyglądając przez szybę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Sama. Nie była pewna, ale chyba nie chciała nawet towarzystwa swojej przyjaciółki Elizabeth. Po prostu miała wszystkiego dosyć; była przytłoczona. Po dziesięciu minutach samochód zaczął zwalniać, aż w końcu się zatrzymał.
     - Tutaj Cię wysadzę, okey? - Zapytał kędzierzawy. - Elie podwieziemy dalej, żeby nie musiała iść na pieszo. - Oznajmił.
     - Jest w porządku, dzięki. - Bąknęła, otwierając drzwi. -Cześć. - Mruknęła.
     - Nie wierz we wszystko co o mnie mówią. Sama będziesz miała okazję mnie poznać... Nie uciekniesz ode mnie, obie nie uciekniecie. - Dokończył przenosząc swój wzrok na drugą nastolatkę. Lizzie zadrżała, patrząc w jego zielone oczy, które były takie tajemnicze. Nie spostrzegła, kiedy przyjaciółka zniknęła z jej pola widzenia.
     - Elie? - Prychnął Horan. - Gorszego zdrobnienia nie mogłeś wymyślić. - Kpił.
     - Wydawało mi się bardziej dojrzałe. - Harry wzruszył ramionami. - Kiedy mówię Lizzie to wydaje mi się jakbym mówił do dzieciaka. - Powiedział.
     - Wal się, Lizzie jest dobrze. - Fuknął Horan. - Słodko i uroczo.
     - Serio? Będziecie dyskutować o tym jak bardzo beznadziejne mam imię? - Spytała zaszokowana swoją śmiałością.
     - Beznadziejne?
     - Nieważne, chciałabym do domu. - Skłamała. Wcale nie chciała wrócić do domu, lecz także nie chciała zostawać z dwoma niebezpiecznymi chłopakami. Nim się obejrzała, Harry zaczął jechać w stronę jej domu. Zatrzymał się kilka posesji wcześniej, aby mama Elizabeth nie zadawała niepotrzebnych pytań.
     - Dziękuje za podwózkę. - Skinęła lekko głową w geście podzięki.
     - Nie masz beznadziejnego  imienia.- Horan uśmiechnął się, gdy Dawes wychodziła z pojazdu.
     - Wszystko związane ze mną jest beznadziejne, cześć. - Mruknęła smutno, po czym ruszyła w stronę domu. Nie oglądała się za siebie. Miała szczerą nadzieję, że odjechali i będzie miała chwilę spokoju.


Od autorek: Wracamy po krótkiej przerwie, niestety nie jesteśmy w stanie dodawać rozdziałów regularnie, ale chociaż staramy się pisać je w miarę długie ;)
Baaaardzo dziękujemy za 21 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Coś niesamowitego.. jesteśmy pod wrażeniem. ;) Za wyświetlenia również dziękujemy, w chwili gdy dodaję ten rozdział jest ich aż 3300 !
Aww pragniemy zawiadomić Was, że kolejny rozdział będzie bardziej o chłopcach i, mamy nadzieję, że cieszy Was to. Bo nas bardzo :D

+MrsLukrecja  : omg, omg Luke i włącza mi się fangirl :D http://www.youtube.com/watch?v=X2BYmmTI04I   czyż on nie jest słodki ? <3 :D awww*.*  okeey, koniec z pokazywaniem mej głupoty :d 
Do następnego rozdziału !

Pozdrawiamy .xx